Blog przeniesiony

Informuję, że od listopada 2014 niniejszy blog jest prowadzony na nowej stronie xjacek.bartymeusz.pl

czwartek, 15 września 2011

Druga De

Wśród najtrudniejszych dla mnie obowiązków duszpasterskich bez wahania muszę wymienić nauczanie religii. Uczę w w Liceum Ogólnokształcącym, które podejrzewam, że nie jest szczytem marzeń uczniów do niego uczęszczających. Średni poziom, średnie podejście uczniów, średnia też i ich postawa. Oczywiście są klasy lepsze i gorsze. Zeszłoroczne klasy pierwsze jednak dla mnie chyba były najgorsze. Tym bardziej, że 2 klasy miały wspólnie religię. To powodowało, że uczniów było więcej niż miejsc w sali. Takie życie. To o tych klasach pisałem wiele miesięcy temu, że nie dało się nic zrobić na lekcji - nawet poprowadzić modlitwę.

Po wakacjach klasy pierwsze wróciły jako drugie. Wprawdzie kilka osób odpadło ze składu klas, jednakże zmiana w postawie jest niezauważalna. Tyle tylko, że teraz to już są klasy 2C i 2D. Przy czym to ta druga niemalże spędza sen z powiek nie tylko moich, ale niemałej części Grona Pedagogicznego. Niechlubny prym w tej klasie, pod kątem rozwalania lekcji, wiedzie grupa chłopaków, którzy za sobą mają różne przygody, w tym przynajmniej jedno oblanie roku.

Dziś miałem "szczęście" mieć lekcję z klasą 2D. O tyle to szczęśliwe, bo mieli być oni zwolnieni, ale wyszło tak, że nie tylko miałem z nimi lekcje, ale to była lekcja tylko z nimi i to w gronie niemalże ograniczonym do wspomnianych chłopaków oraz kilku dziewczyn. W sumie za zgodą nauczyciela, który miał zwolnić tych uczniów, byłem umówiony, że niezbyt długo ich przetrzymam. Moje nastawienie było dosyć szybko potwierdzone zadanym pytaniem przez jednego z chłopaków. Powiedział, że chce, byśmy porozmawiali o życiu, a pierwszym pytaniem było dotyczące preferencji pozycji seksualnych. Pomyślałem: "no tak, normalka, ale mogę zaraz ich zwolnić i będę miał spokój". I wtedy... Nie wiem nawet, jak to się stało, ale zaczęły się pojawiać inne pytania: o powołanie, o celibat, o czystość przedmałżeńską itp. W pewnym momencie nie tylko zacząłem odpowiadać na ich pytania, ale przejąłem inicjatywę i zacząłem opowiadać, dlaczego w ogóle warto tak żyć, dlaczego warto posłuchać Pana Boga. Czułem wyraźnie, jak w tym wszystkim szła jakaś (tzn. Boża) moc. Uczniowie coraz bardziej otwierali oczy, niektórzy z niedowierzaniem kręcili głowami, dając do zrozumienia, że zupełnie tak na tę rzeczywistość nie patrzyli i chyba głupio im się zaczęło robić. Któryś z nich powiedział "tego, co ksiądz mówi, to nawet chce się słuchać". Inny dodał "z księdzem da się nawet fajnie pogadać". Dziewczyny w międzyczasie wyszły z sali a ja z pozostałymi chłopakami gadaliśmy aż do dzwonka - i to nie tego na przerwę, lecz na następną lekcję. 

Dla mnie szok - taki pozytywny. Pewno jutro rano wiele wróci do normy (chciałbym się mylić). Ale Bóg kolejny raz dał do zrozumienia w stylu - "rób swoje, na ile potrafisz, a ja wykorzystam to kiedy i jak chcę". Nie widzę w tym wszystkim swojej zasługi, choć nie ukrywam, że jakoś to mnie podniosło na duchu (do czasu lekcji z klasą niby grzeczniejszą, która dała popalić). 

Wielka radość i wielka wdzięczność - nie mi oczywiście, ale Bogu, to On jest godzien wszelkiej chwały, bo to On jest sprawcą wszelkiego chcenia i działania. Oby takich lekcji i doświadczeń więcej. A przez to więcej wychwalania Boga. Amen!

1 komentarz:

  1. Pięknie. Mój znajomy ksiądz w liceum, które jest liceum delikatnie mówiąc trudnym... z klasą uchodzącą za taką "co to robi najwięcejproblemów" zrobił transakcję wiązaną. On przeprowadza lekcję i oni uczestniczą, a jak chcą to później mogą iść grać w piłkę. I tak religię da się prowadzić, a i ksiądz ma szansę się poruszać i nawiązać relacje z chłopakami poza klasą :) Obie strony zadowolone i oby tylko tak się dało dalej :D

    OdpowiedzUsuń