Blog przeniesiony

Informuję, że od listopada 2014 niniejszy blog jest prowadzony na nowej stronie xjacek.bartymeusz.pl

poniedziałek, 28 maja 2012

Świadectwo

Dziś w ramach Seminarium Odnowy Wiary, które pomagam prowadzić, wygłosiłem świadectwo na temat "Jezus moim Panem". Poproszono mnie o to kilka dni temu. Trochę miałem oporów. Pierwszy raz się spotkałem, by ksiądz głosił świadectwo, przy świeckim głoszącym konferencję. Moim głównym problemem było to, że miałem je wcześniej napisać. Nie lubię tak robić. Dziś drukarka mi padła i nawet nie mogłem wydrukować. Koniec końców powiedziałem, starając się powiedzieć podobnie, jak spisane. Pewno trochę inaczej to wyszło. Ale umieszczam tu to świadectwo, spisane kilka dni temu.

Szczęść Boże! 
Mam na imię Jacek. W tym tygodniu minie 9 lat od moich święceń kapłańskich. Chciałbym podzielić się z Wami znaczeniem Jezusa w moim życiu. 

Pochodzę z rodziny wierzącej i praktykującej. Chodziłem systematycznie do kościoła. Jednakże to życie nie było cudowne. Pełne różnych trudności, lęków, ale także kompleksów i różnych grzechów, które niestety zniewalały. 

Poczucie odrzucenia, którego zapewne doświadczałem, przyczyniło się do tego, że szukałem, kogoś, dla kogo mogłem czuć się ważny, a jednocześnie moje niskie poczucie wartości nie pozwalało mi za bardzo wejść w bliską relację z różnymi osobami. 

W tym wszystkim pojawiła się walka o rozeznanie mojego powołania – w oparciu o różne przekonania pojawiające się od mniej więcej początku szkoły podstawowej. 

Miałem wiele wątpliwości – czy się nadaję – czy z moimi doświadczeniami i zamknięciem się na ludzi, a nawet trudnością sklecenia kilku sensownych zdań – mogę zostać kapłanem. 

Po długich rozważaniach zdecydowałem się jednak przekroczyć próg seminarium duchownego, na którego początku mieliśmy przeżywać rekolekcje o tematyce bardzo podobnej do tego seminarium odnowy wiary. Tamten czas był pełen moich lęków i obaw, czy ja słusznie wybrałem. Ale gdy mieliśmy uznać Jezusa jako swojego Pana, pamiętam, że to zrobiłem. Ile było w tym wszystkim wiary, a ile przekonania, że wypada to zrobić? – nie potrafię tego określić. Wiem jednak, że od tamtego czasu moje życie się mocno zmieniło. Pan Jezus uwolnił mnie od zniewalających mnie grzechów. A także – tak to widzę – zaczął mnie prowadzić swoją drogą, do takiego momentu, gdy po raz kolejny – w ramach seminarium odnowy wiary – miałem uznać Jezusa jako Pana. Tym razem uznanie to było świadome z wiarą i doświadczeniem, że to jest słuszna droga, że tylko Jezus ma najlepszy plan na moje życie i poprowadzi mnie tam, gdzie naprawdę będę szczęśliwy. 

Co się od tego czasu zmieniło? Chyba wszystko… Pan Jezus prowadzi mnie przez życie w taki sposób, że nie da się nudzić, a także nie warto żałować. Ileś było w nim momentów, w którym ryzyko poświęcenia się dla Jezusa opłaciło się z nawiązką. Pan Bóg dał mi zobaczyć i doświadczyć spraw, o których wcześniej słyszałem z niedowierzaniem – byłem świadkiem uzdrowień – np. nowotworu, pogarszającego się wzroku, a także scalenia się pokruszonych kości w palcu ręki. Pamiętam taką modlitwę na pielgrzymce, gdy chwilę po prośbie o zakończenie deszczu, tak właśnie się stało. Byłem też świadkiem uwolnień, gdy zły duch z wychodził z opętanego człowieka, albo na imię Jezusa padał na kolana. I to wszystko uczynił mój Pan – Jezus Chrystus. Ja wiem, że On jest władcą świata, przyrody, wszelkich stworzeń – także złych duchów – oraz panuje nad chorobami. 

Z perspektywy czasu nie mam wątpliwości, że dobrze wybrałem. Jezus, mój Pan, troszczy się o mnie, chroni przed niebezpieczeństwami. Gdy pobłądzę podaje mi pomocną dłoń. Jezus, jako mój Pan, dał mi życie w obfitości. Jestem przekonany, że jeśli z wiarą ogłosisz Go swoim Panem, także i Ty nie będziesz żałował.

piątek, 4 maja 2012

Zawieszenie broni

Może nie broni... Ale, by być szczerym z czytelnikami, ogłaszam, że na obecną chwilę zawieszam do odwołania publikowanie postów na tym blogu. Muszę po prostu stwierdzić, że brakuje mi czasu. W sumie to nie nowość, ale coraz bardziej mi głupio, że ileś osób czytało i chciałoby nadal czytać moje posty. Tyle tylko, że nie bardzo mam na to realną szansę. Mimo tego, że kilka postów jest w głowie, a nawet kilka postów zaczynałem pisać - więc niemalże mam je w głowie. Nic - tylko zapisać.

Kiedy ruszę z dalszym pisaniem? Trudno stwierdzić. Nie wiem nawet, czy w ogóle. Cały czas się coś u mnie dzieje. Może za 2 tygodnie - gdy skończą się u nas Komunie? Może po Zesłaniu Ducha Św., które przygotowujemy, może... itd. itp.

Tak, czy inaczej. Dziękuję, że czytaliście i jesteście ze mną. Proszę o modlitwę. A przy dobrym układzie za niedługi czas wrócę.

Pozdrawiam