Blog przeniesiony

Informuję, że od listopada 2014 niniejszy blog jest prowadzony na nowej stronie xjacek.bartymeusz.pl

poniedziałek, 31 października 2011

Halloween i Godzina Czytań

Od przynajmniej kilku dni chodziło mi po głowie, by na blogu coś napisać o dzisiejszym pseudo-święcie, którego nazwa występuje w tytule postu. Refleksja, która chodzi mi po głowie jest związana z tym dniem, jako dniem kultu. 

W wielu miejscach można zobaczyć dynie, różne straszne maski itp. W wielu przedszkolach i szkołach są organizowane różne bale, zabawy, przebieranie itp. I tylko mnie zastanawia, dlaczego w instytucjach oświatowych, w których nie wolno powiesić Krzyża, lansuje się pogańskie święto? Jeśli już ktoś mów o potrzebie wolności światopoglądowej, to niech przestrzega tego od początku, do końca. Dlaczego w kraju katolickim w ten dzień łatwiej czcić religię celtycką niż rzymskokatolicką? Dlaczego w kraju, gdzie powinno się czcić Boga miłości i pokoju, czci się duchy lęku? Dlaczego w miejsce piękna forsowane są obrzydliwości? Można dużo takich pytań zadawać. 

Ciekaw jestem, czy ci, którzy nakręcają w świecie interes wokół Halloween, mają świadomość, że ma to wszystko związek ze spirytualizmem, czy też są to wkręceni przez innych? Przecież to otworzenie się na świat demoniczny, co prowadzi człowieka do zniewolenia, opętania, a często odejścia od Boga - tak tu na ziemi, jak i w wieczności.

Polacy, katolicy, dbając o dobro duchowe swoje i swoich dzieci, nie dajmy sobie narzucić takich obrzędów, walczmy, by w naszych szkołach, przedszkolach, te treści nie były propagowane. To, co przychodzi z innego narodu naprawdę nie musi być dobre, a wręcz często jest niebezpieczne i złe.

Jakie mogą być tego konsekwencje? Pewnego rodzaju odpowiedź przyszła mi do głowy, gdy czytałem pierwsze czytanie dzisiejszej Godziny Czytań w brewiarzu. Tam może nie było nic o Halloween, ale było o różnych bożkach, o narzucaniu pewnych praktyk religijnych itp. Mam nadzieję, że to, co się tam dalej wydarzyło, nie będzie naszym udziałem. Ale historia lubi się powtarzać. Wspomniane czytanie z brewiarza można znaleźć w Biblii: 1Mch 1,41-64.

niedziela, 30 października 2011

(Nie) tylko dla kapłanów - homilia

Trzy lata temu w gazetce parafialnej pojawiła się homilia związana z uroczystością Wszystkich Świętych. Na tym blogu można ją znaleźć jako "Bardzo osobiste wspomnienie". Umieszczam tutaj homilię, którą prawdopodobnie wygłoszę dziś na Mszy św. Nigdy homilii sobie nie piszę i głoszę z głowy, więc trudno powiedzieć, co ostatecznie zostanie wygłoszone. Na wszelki wypadek wyjaśniam, że w naszej parafii jest liturgia z 31. niedzieli zwykłej, a nie z uroczystości poświęcenia kościoła.

Wczytując się w dzisiejszą liturgię słowa, można by dojść do wniosku, że nie powinienem głosić homilii na Mszy świętej z ludem. Powinienem spotkać się z braćmi w kapłaństwie i po prostu mocno wyartykułować treści z pierwszego czytania i Ewangelii. Krytyka kapłanów i ludzi stojących na czele wierzących jest w dzisiejszej liturgii tak mocna, że wypadałoby się schować za szafę i w ciszy własnego serca przemyśleć swoje postępowanie. Oczywiście są trochę inne czasy i pewno dzisiejsze treści można by przełożyć na przykłady innych negatywnych zachowań osób duchownych, ale myślę, że jest wielu księży, którzy nie chcieli by słuchać dzisiejszych czytań. Inna rzecz jest taka, że boję się, iż owi duchowni mogą sobie nie zdawać sprawę, że to o nich mowa. Człowiek, który sam się wywyższa, często nie zauważa, że ma problem i zasługuje na poniżenie.

Te słowa nawiązujące do poniżenia, a znajdujące się na końcu dzisiejszej Ewangelii, mówią o pokorze. Warto sobie wyjaśnić, że bycie pokornym wcale nie oznacza bycia człowieka, który daje się wszystkim poniżać, który nie ma swojego zdania i w ogóle powinien przepraszać, że żyje. Pokora, to nie jest bezsensowne udawanie, że jest się małym, ale stawanie w prawdzie oraz gotowość służby i stawania się małym w oczach świata. Człowiek pokorny to ten, który zna swoją godność, ale zna także prawdę o sobie – że wprawdzie przed Bogiem wydaje się niemalże prochem, to jednak w oczach Boga jest wielki gdy żyje „na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mt 20,28). 

Znając treści Pisma Świętego, można stwierdzić, że taką pokorą najwyraźniej wyróżniał się święty Paweł. Mówiąc o niekoniecznie właściwym podejściu osób duchownych do realizacji Bożego powołania, trzeba także spojrzeć na postać tegoż Apostoła Narodów. Dzisiejsza liturgia przedstawia fragment Listu do Tesaloniczan. Wprawdzie wydawać by się mogło, że słowa Pawła są pewnego rodzaju chwaleniem się, to jednak są formą dziękczynienia, chwalenia Boga i prośby o miłość. Wspominana pokora świętego Pawła przekonuje mnie, że słowa z dzisiejszego drugiego czytania odzwierciedlają prawdę. Apostoł narodów jawi się „jak matka troskliwe opiekująca się swoimi dziećmi”. Jego postawa pełna jest życzliwości, poświęcenia oraz pragnienia, by nie być ciężarem. Niewątpliwie postawa autora tegoż czytania jest przykładem do naśladowania dla każdego Apostoła – każdego, kto jest kapłanem i ojcem duchowym dla wiernych. 

Konfrontując ze sobą drugie czytanie z pozostałą częścią liturgii słowa, każdy duchowny powinien zrobić solidny rachunek sumienia, do kogo mu bliżej. Te wszystkie fragmenty Pisma Świętego są naprawdę dobrym punktem wyjścia do refleksji w trakcie rekolekcji kapłańskich, a inni teoretycznie nie muszą tego słuchać. Dlatego na wstępie tej homilii dałem do zrozumienia, że w ogóle nie powinienem głosić dziś homilii świeckim. Prawda jest jednak taka, że według Prawa Kanonicznego mam obowiązek wygłosić dziś homilię. Ale nie tylko robię to z obowiązku. I jest ku temu kilka powodów. Pierwszym może być kwestia powszechnego kapłaństwa. Każdy z nas uczestniczy w Chrystusowym kapłaństwie na mocy sakramentu Chrztu świętego i teoretycznie może być adresatem dzisiejszej liturgii słowa – tak krytyki niewłaściwych postaw, jak i pochwały postawy podobnej do świętego Pawła. 

Drugi argument wynika bezpośrednio z samej liturgii. Jezus mówi: „Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą”. W tym samym momencie, gdy Jezus tak krytykuje uczonych w Piśmie i faryzeuszy, nakazuje ich słuchać. To Bóg powołuje ludzi na odpowiednie urzędy i stawia na czele ludzi. I chociaż ma świadomość, że nieraz sprzeniewierzają się swojemu powołaniu, nadal nimi kieruje i poprzez posłuszeństwo im prowadzi wiernych do świętości. Tym bardziej, że św. Paweł pisze: „przyjęliście słowo Boże usłyszane od nas […] nie jako słowo ludzkie, ale jak jest naprawdę, jako słowo Boga, który działa w was wierzących”. To są bardzo ważne i dużo mówiące słowa. To Bóg mówi przez swoich kapłanów, a nam pozostaje to przyjąć. 

Z tego argumentu wynika także i trzeci: Warto zauważyć, że już w starożytnych czasach byli różni duchowni i nie można przekreślać, nawet najgorszych w naszych oczach, a raczej wspierać, motywować i przede wszystkim za nich modlić. Oni są wybrani przez Boga i niezależnie, jak bardzo się sprzeniewierzyli swojemu powołaniu, Bóg nadal może czynić przez nich wielkie rzeczy i prowadzić nas do siebie. A nam pozostaje nie wywyższać się nad innych, lecz z pokorą przyjmować tę trudną nieraz prawdę i prosić Boga, by przemienił swoje sługi i dał im, także mi, gorliwość podobną do tej, którą miał św. Paweł.

niedziela, 23 października 2011

Homilia z 26.10.2008.

Dziś w naszej parafii, jak w prawie każdą niedzielę, poprzez chrzest kilkoro dzieci zostanie włączonych do wspólnoty Kościoła. To, na jakich ludzi wyrosną, w dużej mierze zależy od ich rodziców. Różne są podejścia do wychowywania dzieci. Dosyć popularnym, niestety, jest wychowanie bezstresowe. Często jednak prowadzi ono do rozpuszczenia dzieci, co zazwyczaj obraca się przeciwko rodzicom i ogólnie całemu społeczeństwu, a także samym niewłaściwie wychowanym osobom. Inny zły sposób wychowania wykorzystuje dotkliwe kary cielesne w momentach, gdy rodzice nie radzą sobie z dzieckiem. Taka postawa również nie wpływa dobrze na młodego człowieka, gdyż często prowadzi do agresji. Efektem złego wychowania może być nieukształtowanie odpowiedniego korzystania z wolności przez dziecko. Albo dzieci nie bardzo wiedzą, że są jakieś zakazy i nie wszystko człowiekowi wolno, albo nie są w stanie podejmować dobrych decyzji, bo wszystko w dzieciństwie robiły tylko ze strachu przed rodzicami. 

Podobne problemy, jak w przypadku ogólnego wychowania, mogą wystąpić w wychowaniu do wiary. Trzeba mieć świadomość, że do zbawienia oprócz chrztu potrzebna jest także wiara człowieka, którą dzieciom wpoić powinni rodzice. Mają oni za zadanie chociażby nauczyć swoje dziecko modlitwy, a także regularności w chodzeniu do kościoła. Nie można zapominać, że trudno o lepszą naukę, niż dobry przykład i praktykowanie wiary. Rodzice winni także pomóc dzieciom poznać Boga. I tak jak ma to miejsce w ogólnym wychowaniu, tak potrzeba to zrobić dojrzale. Zdarza się, że mama mówi do synka - „uważaj, bo jak będziesz się źle zachowywał, to Bozia cię ukarze”. Takie stawianie sprawy może niestety narobić wielu szkód. Po pierwsze kolejny raz wychowujemy dziecko w nastawieniu ciągłego strachu przed Bogiem, a po drugie - i co chyba w tym wszystkim jest najważniejsze - przedstawiamy mylny, potrafiący nieraz przez wiele lat, albo pokoleń pokutować, obraz Boga. 

Wielu ludzi, niestety, ma właśnie wpojoną niewłaściwą wizję Boga - surowego sędziego, który tylko czyha na nasz grzech, aby nas ukarać. Tak daleko jest to wyobrażenie zakorzenione w naszym myśleniu, że nawet w jednej z tradycyjnych pieśni maryjnych śpiewamy „a kiedy Pan Bóg rozgniewany siecze, szczęśliwy, kto się do Matki uciecze”. Ktoś, kto powiela te słowa i ten punkt widzenia, najwyraźniej nigdy Boga nie doświadczył. To jest myślenie zakorzenione w Starym Testamencie - słyszymy to także w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Pan Bóg zapowiada swój gniew i wyniszczenie mieczem grzeszników. Jednakże chociaż są to słowa z Biblii, to nie znaczy, że dokładnie taki jest Bóg. Trzeba pamiętać, że Prawo Mojżeszowe było spisywane, gdy w tamtej części świata obowiązywał bardo surowy Kodeks Hammurabiego i pod tym kątem biblijne „oko za oko, ząb za ząb” było bardzo uczciwym na tamte czasy prawem. Boga rozumiano jako bardzo sprawiedliwego, który odpłaca tak, jak Go skrzywdzono. Wymienione w pierwszym czytaniu przykazania wchodziły w kanon przymierza zawartego pomiędzy Bogiem i ludźmi. Izraelici zgodzili się wypełniać przykazania w zamian za obietnicę opieki Bożej. Miały być one dla ludzi drogowskazami - jak zgodnie dojść do Ziemi Obiecanej i jak żyć, aby ponownie nie dostać się do niewoli. Za zerwanie przymierza poprzez ciężki grzech groziła śmierć. Każdy Izraelita był tego świadomy i dlatego robił wszystko, aby na karę nie zasłużyć. Niestety, wielokrotnie odchodził od Boga i dlatego naród Izraelski często dostawał się do niewoli. 

Dlaczego zatem przedstawiony w Biblii obraz Boga - surowego sędziego, pałającego gniewem, jest mylny? Nie możemy zapominać, że jesteśmy chrześcijanami. Wierzymy w tego samego Boga, co Izraelici, ale to słowa Jezusa najbardziej pokazują nam Boga. Jezus powiedział do Filipa: „kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14,9). Zatem patrząc na Jezusa, możemy zobaczyć zupełnie inny obraz Boga. Chociaż w Ewangelii jest scena wypędzania kupców ze świątyni - jako obraz gorliwości Jezusa o to, co należy do Boga - to miłość jest prawdziwym obliczem naszego Stwórcy. Ten sam Chrystus, chociaż mówił, że nie przyszedł zmienić Prawo, każe inaczej na pewne sprawy patrzeć. Nie chodzi Bogu o ścisłe wypełniania prawa, lecz o miłość, z jaką te i inne prawa wypełniamy. 

Dosyć dobrym dopowiedzeniem do tego, jak należy patrzeć na Boga, są słowa św. Pawła z drugiego czytania. Bóg żywy i prawdziwy, to ten, który z miłości dla nas posłał swojego Syna i pozwolił, aby poprzez śmierć i zmartwychwstanie ochronić nas od Bożego gniewu. Należy tutaj dopowiedzieć, że św. Paweł poprzez Boży gniew nie rozumiał nienawiści, czy też pragnienia zemsty, ale ponoszenie przez człowieka konsekwencji swoich grzechów, by mu uświadomić potrzebę zbliżenia się do Boga. 

Moi drodzy! Pan Bóg nie jest surowym sędzią, który chce nas pokarać za nasze grzechy. To my sami wystawiamy się na ataki szatana poprzez grzeszne odrzucenie Boga. Bóg jest miłością. On nas kocha tak bardzo, że poświęcił dla nas życie swojego Syna. My jednak, aby zbliżyć się do Boga musimy także żyć miłością. I to nie miłością małą, ale miłością największą z możliwych, na ile serce, dusza i umysł pozwalają. Tą miłością mamy także dzielić się z naszymi bliźnimi. Taki obraz Boga, - kochającego Stworzyciela powinni przekazywać rodzice dzieciom, sami jednocześnie czerpiąc z tego wzoru rodzicielstwa pełnego miłości. Dlatego też przykazania miłości są uznane, jako największe.

piątek, 21 października 2011

[*]

Niecały rok temu zakładałem tego bloga. Po kilku dniach informowałem o śmierci Moniki Brzozy. Po kilku następnych dniach pisałem osobiste wspomnienie o śmierci mojego taty. A dziś...

Krótko podzielę się informacją, że od 3 dni po raz kolejny jestem w żałobie. Moja mama, śp. Alicja F. odeszła do Pana. Jutro rano jest pogrzeb. Proszę westchnijcie do Pana w intencji mojej śp. mamy i nas - jej dzieci.

Jutro szykuje się ogólnie trudny dzień. Bo wieczorem wraz ze Wspólnotą mamy po raz pierwszy "publicznie" prowadzić Mszę św. połączoną z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie. Nie będzie zatem to dla mnie łatwy dzień. Ale "Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam". Wierzę, że Bóg pobłogosławi, tylko naprawdę potrzebuję wsparcia modlitewnego.

niedziela, 16 października 2011

Homilia z 19.10.2008.

Umieszczam kolejną homilię. Pierwszy mi się nie bardzo podoba. Ale wyraźnie podkreślam, że homilia ta została napisana i opublikowania w gazetce parafialnej 3 lata temu. 

Mam dość wojny na górze. Pod tymi słowami zapewne może się podpisać wielu z nas. Konflikt pomiędzy Prezydentem i Premierem jest tylko jednym z powodów zrażających ludzi do polityki. Utrzymujący się tak długo konflikt zapewne budzi w nas niepokój. Nikt nie lubi wojny, niemiłych epitetów, którymi opisują się wzajemnie najważniejsze osoby w państwie. Problemem, który także często świadczy przeciwko politykom, jest przedkładanie interesu prywatnego i partyjnego ponad dobro ludzi. Tym bardziej, że niejednokrotnie słyszymy o nadużyciach ludzi władzy. W państwie prawa, w którym powinna dominować sprawiedliwość, nie można się zgodzić na nieuczciwość polityków. 

Nieuczciwe trwonienie pieniędzy powoduje wzrost kosztów państwa, a to wiąże się z pobieraniem wysokich podatków. Nie ma co się zatem dziwić, że ludzie niechętnie je płacą. Tym bardziej, że jeśli potraktujemy podatek jako przymusową daninę na rzecz państwa, możemy poczuć się okradanymi – szczególnie, gdy wiemy o nieuczciwym wydawaniu naszych pieniędzy. 

Niechęć do płacenia podatków, to problem sięgający kilku tysięcy lat wstecz. Wyraźnie zauważone to zostało w dzisiejszej Ewangelii, gdy faryzeusze pragnęli sprowokować Jezusa. Odpowiedź na postawione przez nich pytanie miała skłócić Zbawiciela z jedną ze stron – bądź to z ludnością niechętną Cezarowi, bądź z politycznymi władzami ówczesnego Izraela. 

Jezus jednak nie dał się sprowokować. Wykazał się mądrością przekraczającą myślenie i plany faryzeuszów, a jednocześnie wskazał na bardzo ważną kwestię: w świecie istnieją dwa porządki, wymiary, które powinniśmy respektować. Jednym z nich jest porządek ziemski, w którym na czele stoi ludzka władza. Trzeba sobie uświadomić, że „nie ma (…) władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga” (Rz 13,1) My jednak mamy szansę wpływać na władzę, poprzez aktywne korzystanie ze swoich praw wyborczych. Władza nie powinna kojarzyć się wyłącznie z nieuczciwością, ale może służyć dobru ludzi. Bohater dzisiejszego pierwszego czytania – Cyrus (król perski) – był przykładem tego, który wykorzystał władzę, aby wypełnić wolę Bożą i przywrócić wolność Izraelitom.

Drugi porządek posłuszeństwa, w którym uczestniczymy, to porządek Boży. Słowa Jezusa „oddajcie (…) Bogu, to, co należy do Boga” powinny stać się mottem naszego życia. Święty Paweł mówi, że „w życiu więc i w śmierci należymy do Pana” (Rz 14,8). Zatem mamy oddawać siebie Bogu – co potwierdza także sam Apostoł Narodów, mówiąc: „proszę was, bracia, (…), abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną” (Rz 12,1) Nasze życie zatem powinno być składaniem ofiary Bogu. Ofiary, czyli poświęcenia. Czy jednak tak rzeczywiście jest? Czy potrafimy chociażby poświęcić niedzielny czas Bogu? Czy jesteśmy w stanie powściągać swoje żądze, aby wypełnić wolą Bożą? 

Trudno zawsze na te pytania odpowiedzieć twierdząco. Nie jest zatem łatwo oddawać Bogu, to co do Niego należy. Jednakże to musi być podstawą naszego działania. Jeśli nie nauczymy się oddawać, tak państwu, jak Bogu, tego co do nich należy, to i nie będziemy w stanie komukolwiek odmierzyć sprawiedliwie należnych mu wartości i rzeczy. 

Moi drodzy! Słowa z dzisiejszej Ewangelii wzywają do sprawiedliwości i oddania tego, co się komu należy – czy to państwu, czy Bogu, czy też innym. Jako ludzie mamy pewne prawa i chcielibyśmy, aby były przestrzegane. Nie chcemy być okradani, oszukiwani, ani wykorzystywani np. przez rządzących. Warto jednak pamiętać, że jeśli zależy nam na sprawiedliwości, to musimy zacząć się o nią starać począwszy od swojej postawy. Uczciwie wypełniajmy swoje obowiązki względem bliźnich, przełożonych i swojego kraju, jednocześnie uczmy się od jedynego w pełni sprawiedliwego – Boga – poprzez sumienne wypełnianie Jego przykazań.  

środa, 12 października 2011

Proroctwa nie lekceważcie

Tytułowe słowa, będące cytatem z 1 Listu do Tesaloniczan (5,20), przypomniały mi się przedwczoraj wieczorem. 

Tegoż dnia rano, w łazience, zwróciłem uwagę na 2 duże plastikowe butle, które były przygotowane na wypadek awarii wody. Tyle tylko, że jedna z nich była niemalże pusta. Przyszła mi myśl (jak się później okazało prorocza), że może warto napełnić tę butlę, bo nie wiadomo, kiedy może się przydać. Pojawiła się jednak druga myśl, że w sumie okres awarii u nas się skończył, bo występowały one u nas, gdy był remont w sąsiadującej z nami szkole. Ponieważ remontów już dawno nie było, stwierdziłem, że raczej nie będzie awarii i nie ma potrzeby napełniać butli wodą.

Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy po kilku godzinach okazało się, że w kranie nie ma wody. Wielka awaria, obejmująca 150 tys. mieszkańców, trwała blisko 30 godzin. Wprawdzie ileś wody do umycia się miałem z drugiej butli, to jednak stwierdziłem, że głupotą było nie posłuchanie tamtego rannego natchnienia. Święty Paweł wiedział, co pisze. Ja teraz już też wiem :). 

Zatem, moi drodzy, gdy czujecie, że powinniście coś dobrego i ważnego zrobić, nie odkładajcie decyzji do nie wiadomo kiedy, bo może takie natchnienie od Boga pochodzi i jest ostrzeżeniem przed tym, co naprawdę będzie miało miejsce.

niedziela, 9 października 2011

Homilia z 12.10.2008.

Podobnie jak tydzień temu, umieszczam homilię opublikowaną 3 lata temu w gazetce parafialnej. Ileś spraw mogło się od tamtego czasu zdezaktualizować - np. ilość czasu od śmierci papieża, czy np. potwierdzenie, że Jan Paweł II jest w niebie i jest wyniesiony na ołtarze. Mimo wszystko zapraszam do lektury.

Tysiąc dwieście osiemdziesiąt dziewięć. Tyle dni mija dziś od śmierci Jana Pawła II - największego z Polaków ostatnich dziesięcioleci, o ile nie w historii. Co po Nim zostało? Wydawać by się mogło, że wiele. Stale wracamy do tej postaci, do życia, pielgrzymek, a także nauczania. Papież zmienił nas – Polaków: dodał odwagi, sił oraz zapału do pracy. Śmierć papieża była dla nas momentem zjednoczenia się we wspólnym przeżywaniu żałoby na skalę nie widzianą przynajmniej od czasów sierpnia roku 1980. Co więcej – myślę, że to wybór Karola Wojtyły i jego pielgrzymka do Ojczyzny w olbrzymim stopniu przyczynił się do powstania Solidarności. 

Papież miał także wielki wpływ na religijność naszych rodaków. W latach pontyfikatu Jana Pawła II seminaria duchowne przeżywały swoiste oblężenie, a mury tych uczelni przygotowujących do kapłaństwa najliczniej były przekraczane w czasach pielgrzymek papieskich. Sam muszę stwierdzić, że wstąpiłem do seminarium w tych latach, chociaż osobiście nie czuję bezpośredniego związku z datą pielgrzymki papieskiej z 1997 roku. 

Mógłbym tutaj jednak sporo napisać o związku mojego powołania z Papieżem, podobnie jak każdy z nas mógłby długo opowiadać o tym, jakie ma wspomnienia o Janie Pawle II. Wydawać by się zatem rzeczywiście mogło, że sporo Tego Papieża w nas zostało. Czy jest to jednak prawdą? Przypomina mi się anegdota, w której papież po śmierci trafił do nieba i oglądając kolejne w nim miejsca zobaczył mnóstwo uszu. Zadał więc pytanie Świętemu Piotrowi, co znaczą te uszy, a święty Piotr odpowiedział że to są uszy, które słuchały przemówień papieskich. One od słuchania się uświęciły i poszły do nieba. Jednakże ich właściciele nie zmieniwszy swojego życia do nieba nie dotarli. Obawiam się że ta historyjka może mówić o niejednym z nas, lecz oby tak nie było! Kochaliśmy papieża, jeździliśmy na spotkania z Nim, słuchaliśmy Jego nauczania. Ale czy nasze życie rzeczywiście się zmieniło? 

Pamiętam jak zaraz po śmierci JPII w kościołach były tłumy ludzi modlących się za zmarłego papieża. Pamiętam też, jak po Mszy św. odprawianej w okolicach północy w mojej ówczesnej parafii, kilka osób poprosiło mnie o spowiedź – bardzo długą i bardzo trudną. Po tych dniach miałem nadzieję, że coś się zmieni w życiu religijnym Polaków. Minęło jednak kilka tygodni i wróciła stara – dosyć szara – rzeczywistość. Kościoły przestały pękać w szwach, liczba rozdawanych Komunii św. zaczęła się zmniejszać. Trochę szkoda, że nie wykorzystaliśmy szansy. 

Nasuwa się tu pytanie: co się wtedy stało? Dlaczego Papież był taki dla nas ważny – przy czym raczej zewnętrznie niż głęboko duchowo? Co powodowało, że jeździliśmy na spotkania z Nim, że gromadziły się tłumy po Jego śmierci, a setki tysięcy pojechały na Jego pogrzeb? Z obawą śmiem twierdzić, że nasza miłość do papieża wynikała głównie z naszej dumy narodowej. Kochaliśmy Jana Pawła II, bo był Polakiem – najwspanialszym ambasadorem naszej Ojczyzny w świecie. Drugi powód, to zapewne nasza miłość do Niego wynikająca z naszego współczucia spowodowanego Jego walką z cierpieniem i chorobą. A być może źródłem było to, że wszelkie spotkania i Msze św. z Nim stawały się niejako olbrzymimi radosnymi ucztami duchowymi, w których każdy chciał uczestniczyć i zawsze wychodził bogatszy.

Teraz – trzy i pół roku po śmierci Papieża - czujemy się osamotnieni. Brakuje nam wielkich uczt. A może brakuje nam świadomości, że w takich, a nawet wspanialszych ucztach możemy uczestniczyć? Dziś w pierwszym czytaniu słyszymy zapowiedź uczty: „Pan Zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych wina” (Iz 25,6). Wprawdzie Jana Pawła II nie ma ciałem między nami, ale jest Ktoś nieskończenie większy od niego – Jezus Chrystus – i On nas wszystkich zaprasza na ucztę – najwspanialszą na świecie – podczas której karmi nas swoim Ciałem. 

Każdy z nas jest na nią zaproszony. My – żyjący i oczekujący na spotkanie z Bogiem w wieczności – oraz ci, którzy już stoją u tronu Stwórcy – w tym zapewne nasz papież. To, czy w takiej uczcie duchowej będziemy uczestniczyli zależy tylko od nas samych. Po prostu trzeba przyjść na Mszę świętą i godnie w niej uczestniczyć, przyjmując Ciało i Krew Chrystusa – najwspanialszy Pokarm, który Bóg nam zostawił, abyśmy nie ustali w drodze ku niebu. Każda Msza święta, nawet gdy jest odprawiana bez pięknej oprawy liturgicznej, jest wspaniałą ucztą, będącą zapowiedzią uczty w niebie. Jeśli kiedyś chcemy w tej niebiańskiej uczcie uczestniczyć i spotkać się tam m.in. z papieżem-Polakiem, to nie może zabraknąć naszego coniedzielnego pełnego uczestnictwa w uczcie Eucharystycznej. Decyzja zależy tylko i wyłącznie od nas samych. Bóg zaprasza, a nam pozostaje jedynie jak najpełniej i najgodniej na to zaproszenie odpowiedzieć.

niedziela, 2 października 2011

Homilia z 5.10.2008.

Trzy lata temu w mojej obecnej parafii zacząłem wydawać gazetkę parafialną. Dla mnie była to pewna ciągłość w stosunku do podobnej działalności w poprzedniej parafii. W gazetce umieszczałem także swoje homilie. Przy czym te pisane często były przynajmniej trochę inne od tych, które głosiłem z ambony. Ponieważ cykl niedzielnej Liturgii słowa jest trzyletni, więc w tej chwili czytania i Ewangelie (a przez to najczęściej i homilie) są analogiczne do tych sprzed trzech lat. Postanowiłem, że tu na blogu, w miarę możliwości, będę umieszczał homilie z tamtych gazetek. Dziś pierwsza z nich - z 5 października 2008.

Wśród tematów powracających – jak bumerang – w mediach i w polityce dosyć ważne miejsce ma tematyka aborcji. Sloganem, który wielokrotnie pojawia się w ustach zwolenników aborcji jest fakt, że kobieta ma prawo decydowania o sobie. Powołuje się tu najczęściej na prawo wolności, jako jedno z podstawowych. Gdyby założyć, że człowiek może robić co chce, to takie argumenty byłyby rzeczywiście bardzo prawdziwe i trudno byłoby się z nimi nie zgodzić. Jednakże trzeba wyraźnie zaznaczyć, że wolność, chociaż jest nam przez Boga dana, to jest także – jak powtarzał Jan Paweł II – zadana. Wprawdzie Chrystus powołał nas ku wolności, ale nie można jej traktować jako zachętę do hołdowania ciału i zaspokajania własnych żądz (por. Ga 5,13). Wolność pociąga za sobą odpowiedzialność za swoje decyzje i nie może ograniczać wolności innych ludzi. Stawiając sprawę aborcji jako prawo wolności kobiety, należy od razu zapytać o wolność poczętego dziecka. Czyż ono nie ma prawa do życia?

Prawo do życia łamane jest tak w przypadku aborcji, jak np. eutanazji i samobójstwa. Wydawać by się mogło, że człowiek może sam za siebie decydować i ustalić, kiedy ma zakończyć życie. Znowu tutaj pojawia się problem źle rozumianej wolności. Trzeba mieć świadomość, że człowiek nie jest właścicielem swojego życia. Ma natomiast zarządzać nim, najlepiej jak potrafi, a po śmierci zdać rachunek ze swojego zarządu – np. jak rozwijał dane mu przez Boga talenty, a także jak rozeznawał wolę Bożą i ją realizował.

Jednym z podstawowych problemów w życiu człowieka jest uświadomienie swojego miejsca w świecie. Chcielibyśmy być panami świata, innych ludzi, a przede wszystkim swojego losu. Wolimy innych ustawiać wokół siebie, niż się innym podporządkować. Ma to często już swoje początki w relacji do rodziców, nauczycieli i kolegów w szkole, a później przełożonych i wszystkich nas otaczających. Niestety taka postawa nieraz pojawia się także w odniesieniu do Boga. Już Adam i Ewa zbuntowali się przeciwko Stwórcy i wybrali drogę sprzeczną z Jego wolą. Czym się to skończyło? Wszyscy dobrze wiemy.

Historia odchodzenia od Boga niestety powtarzała się przez pokolenia. Izraelici zawierali z Bogiem kolejne przymierza, a później je łamali. W przymierzach obiecywali czcić Boga, co miało przynieść im Jego opiekę. Jednakże zrywanie obietnicy powodowało odrzucanie Bożej opieki. I tak co jakiś czas Izraelici nie słuchając nawoływania proroków, dostawali się w kolejne niewole – babilońską, syryjską, asyryjską oraz rzymską. Dopiero uświadamianie sobie przez ludzi potrzeby Boga i odnawianie przymierza, pozwalało z pomocą Stwórcy odzyskać wolność. Do wydarzeń z czasów starożytnego Izraela nawiązuje dziś Jezus w przypowieści o dzierżawcach winnicy. Izraelici – pracownicy winnicy Pana – odrzucali kolejnych ludzi posłanych przez Boga (proroków) i w dłuższym rozrachunku sami tracili. Rozwiązaniem, które miało być najlepszym dla Narodu Wybranego, powinno być posłanie na ziemię Syna Bożego. Jednakże i Jego ludzie nie uszanowali. Nie chcieli Go słuchać i przez to odrzucili Boga, Jego łaski i opiekę. Ludzie poprzez pragnienie życia niepodporządkowanego nikomu, stracili pracę, utrzymanie, opiekę i to, co posiadali, a Naród Wybrany przestał być jedynym, którym Bóg się szczególnie opiekuje.

Jakże często ten schemat powtarza się i w naszym życiu. Mamy wiele darów od Boga, a ciągle nam mało. Nie chcemy wypełniać przykazań, które zgodnie z zamysłem miłującego Boga są ustanowione dla naszego dobra. Mając przekonanie o własnej słuszności podnosimy rękę na to, co do nas nie należy, poprzez co zamykamy się na pomoc Boga i na Jego dary. Warto się nad tym wszystkim zastanowić i być może to nasze patrzenie zmienić.

Jeśli chcemy, aby Bóg się nami opiekował i abyśmy nie stracili tego, co już mamy, a otrzymali jeszcze więcej, nawróćmy się do Stwórcy i zacznijmy żyć zgodnie z Bożymi przykazaniami, a otrzymaną od Boga wolność dobrze wykorzystujmy w celu naszego uświęcenia.