Blog przeniesiony

Informuję, że od listopada 2014 niniejszy blog jest prowadzony na nowej stronie xjacek.bartymeusz.pl

środa, 7 września 2011

Bóg dopełnia nasze braki

Jedną z moich wad, które jednocześnie mogą stać się błogosławieństwem, jest brak odwagi. To pewno jakoś wynika ze wspominanego już wcześniej - nie do końca właściwego poczucia wartości. Pewno gdzieś wewnętrznie boję się odrzucenia, doświadczenia porażki. Przekłada się to często na sytuację, kiedy nie mam odwagi powalczyć o coś, co czuję, że jest ważne. Wiem, że to niezbyt dobre. Nieraz też potrafię jakoś wycofać się ze swojego zdania, jeśli nie jestem pewny słuszności. I to może wskazywać z jednej strony pokorę, z drugiej strony to, że gdzieś we mnie jest jednak problem, może zranienie, które trzeba uzdrowić.

Napisałem w pierwszym zdaniu, że taka sytuacja może stać się błogosławieństwem. I tak rzeczywiście to odbieram. Bo jeśli wiem, że sam z pewnymi rzeczami sobie nie poradzę, to w pewnych momentach muszę sobie uświadomić, że ileś rzeczy, to żadna moja zasługa, a tego, który mnie posyła. Tam, gdzie u mnie występuje brak, tam Bóg może to dopełnić i pokazać swoją troskę nie tylko o mnie.

Tak było chociażby w przypadku opisywanych już przeze mnie dwóch rozmów, które odbyłem w pierwszej połowie sierpnia - tak na Przystanku Jezus, jak i kursie Jan. Gdyby Pan Bóg nie poukładał odpowiednio różnych spraw, do rozmów by nie doszło, mimo tego, że wcześniej słusznie czułem, że powinienem odbyć te rozmowy i one będą ważne. Bóg musiał niejako zainterweniować i pewne sprawy niemalże podać mi na talerzu, bym mógł zrealizować coś, co czułem, że powinienem zrobić.

Troszkę podobną sprawę miałem wczoraj rano. Od kilku tygodni chciałem porozmawiać z ks. Proboszczem na temat pewnej sprawy związanej z naszą Wspólnotą. Wiedziałem, że niestety proboszcz jest sceptyczny do takich spraw. A dodatkowo - gdy już mieliśmy się kiedyś spotkać na wspólną rozmowę - z pilnych powodów proboszcz musiał spotkanie odłożyć. Nie bardzo miałem odwagę poruszać tego tematu. Wynikało to z faktu, że bałem się reakcji proboszcza, a dodatkowo do końca nie byłem przekonany, że trzeba o to się starać.

Bóg i tym razem przyszedł z pomocą. Rozmowa przy śniadaniu przechodziła przez różne tematy. I w pewnym momencie proboszcz sam doszedł do tematu przynajmniej trochę zbliżonego do tego, o czym chciałem porozmawiać. Uznałem to za znak, który daje mi Bóg, w stylu "kuj żelazo póki gorące". Zagadałem, zapytałem i... Okazało się, że reakcja proboszcza była taka, jak się spodziewałem. "Nic - pomyślałem - przynajmniej spróbowałem i w posłuszeństwie to przyjmę; wiem przynajmniej na czym stoję". Ale w trakcie rozmowy Bóg widocznie natchnął proboszcza, bo swój długi monolog zakończył tak trochę od niechcenia stwierdzeniem: "jak chcecie, to róbcie" oraz "nie będę ograniczał inicjatywy duszpasterskiej". Fakt, że mam mieszane uczucia, na ile taka zgoda jest prawdziwą zgodą, ale niewątpliwie cieszę się i jest po raz kolejny wdzięczność Panu Bogu. Gdyby nie On, sam bym sobie nie poradził. A tak - kolejny raz wiem - że to nie ja jestem najważniejszy, a jedynie co mam robić, to starać się być użytecznym narzędziem, przez które mój Pan zadziała.

Nic innego mi więc nie pozostaje poza stwierdzeniem: Chwała Panu!

1 komentarz:

  1. To prawda. Pan zadba o każdy szczegół naszego życia, jeśli tylko z ufnością mu się powierzymy. Czasem nie mogę się wprost nadziwić jak bardzo mi pomaga... Ja też czasem zmagam się ze swoimi słabościami. Staram się jednak zachować w takich sytuacjach spokój. Wtedy czuję , że On jest ze mną i mnie prowadzi. I nagle wszystko sie udaje :)

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń