Blog przeniesiony

Informuję, że od listopada 2014 niniejszy blog jest prowadzony na nowej stronie xjacek.bartymeusz.pl

poniedziałek, 1 listopada 2010

Bardzo osobiste wspomnienie...

Treść tego posta napisałem 2 lata temu - z okazji tej samej uroczystości, co dzisiejsza. Ponieważ wpadło mi to w ręce i stwierdziłem, że coś o mnie i moim otoczeniu mówi, stwierdziłem, że warto go umieścić. 
 
Było to około godziny 4. Mrok jeszcze spowijał ziemię. 28 lipca 2006 roku spałem właśnie w namiocie w Kostrzyniu nad Odrą, odpoczywając przed najważniejszymi momentami ewangelizacji na Przystanku Woodstock. Obudził mnie SMS otrzymany od taty, mniej więcej takiej treści:. „Idę do szpitala, zajmij się różnymi rzeczami w domu”. Zadzwoniłem, porozmawiałem. To była ostatnia nasza Rozmowa. Diagnoza - zapalenie płuc, przewidywana wizyta w szpitalu – 2-3 miesiące. Trochę wydało mi się to dziwne – przecież niedawno sam przechodziłem zapalenie płuc – trochę zatem zlekceważyłem sprawę. Nie uwzględniłem tego, że tata od kilku lat cierpiał na nowotwór.

Wieczorem tamtego dnia dostałem wiadomość od brata – stan krytyczny - potrzeba modlitwy. Ileż to ja się tamtej nocy modliłem? – pod krzyżem Przystanku Jezus – na placu woodstockowym – wysłałem wiele SMSów z prośbą o modlitwę. Rano stan zdrowia taty się poprawił. Postanowiłem jednak wracać, nie czekając na najważniejsze momenty całej ówczesnej ewangelizacji. Przez pół drogi modliłem się słowami koronki do Miłosierdzia Bożego, śpiewanej na melodię lednicką - typową dla Przystanku Jezus. Gdy wjeżdżałem do Warszawy otrzymałem wiadomość, że tata cały czas żyje. Trochę odetchnąłem, odpuściłem modlitwę i ze względnym spokojem podjechałem pod szpital na Banacha. Przed drzwiami stał mój brat – tata 10 minut wcześniej zmarł. Wielki ból, płacz. Ja – ksiądz – nieraz spotykający się ze śmiercią – nie potrafiłem sobie z tym wszystkim poradzić. Ale minęły 3 dni – pogrzeb i złożenie do grobu na cmentarzu. Później względny spokój wrócił. 

Historia kilkudziesięciu godzin – jak w wielu naszych rodzinach, jak w rodzinie z Nazaretu, gdy umierał Jezus. Ileż to śmierci dotyka nasze domy? Jakże chcielibyśmy takich sytuacji unikać. A jednak…  

Dziś pewno odwiedzę tatę – pójdę się za niego pomodlić. A chyba jeszcze bardziej pomodlić się do niego. Tak. Właśnie tak. Ja wierzę, że on jest w niebie. I to nie tylko dlatego, że jest to moje pobożne życzenie. Wierzę Jezusowi. On pokonał śmierć. Dał nam szansę na życie. Co więcej – dał nam obietnicę – „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym.” (J 6,54). Tata zawsze był dla mnie wzorem życia religijnego, życia wiarą, życia sakramentami. Wiem, że nie był doskonały, jak nikt z nas tu na ziemi nie jest, ale wiem, że zasłużył na niebo. Wiem też, jako ksiądz, że w godzinę śmierci ksiądz udzielając sakramentów, udziela odpustu zupełnego – największego daru dla człowieka umierającego, bądź znajdującego się w czyśćcu. I chociaż jest to owiane tajemnicą i wiarą, to jednak wierzę głęboko, że tata jest w niebie. Dlatego też będę się do taty modlił o pomoc dla mnie i dla rodziny. On już wiele dla mnie wyprosił – jestem tego pewny. Jednakże, chociaż być może mógłbym powiedzieć, za aniołem z Ewangelii: „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych?”, to pewności nie mam, a zatem pomodlę się także za niego – bo wiem, że jest to mój obowiązek, który może ogromnie pomóc memu ojcu. Spoczywaj w pokoju!

1 komentarz:

  1. Dzięki za te wszystkie posty. Pomagają odkrywać to, co wydaje się znajome, a tak naprawdę jest dalekie od stanu poznania.
    Dzięki za tę kapłańską ewangelizację słowem i modlitwą. Za ufność i wiarę w Boga, która porusza serce.
    Dzięki za przypomnienie, że Bóg wie, co robi!
    Pozdrawiam. Ania

    OdpowiedzUsuń