Blog przeniesiony

Informuję, że od listopada 2014 niniejszy blog jest prowadzony na nowej stronie xjacek.bartymeusz.pl

sobota, 30 października 2010

Wiem... a może jednak nie...

Ostatnie kilkanaście godzin było dla mnie pewną ważną lekcją. Wczorajszy, opisywany przeze mnie, płacz nie dotyczył sprawy Moniki, ale zupełnie innej. Dziś uświadomiłem sobie, że we wczorajszych wydarzeniach można dostrzec sens i potwierdzenie tego, co w tytule mojego całego bloga.

O co chodzi? Otóż kilka dni temu pisząc o Monice użyłem stwierdzenia, że "nie mogę wykluczyć, że Bóg ją tu [na ziemi] zostawi". Częściej używałem, że wierzę głęboko, że tak będzie. We wspomnianym poście odnosiłem się do pewnych słów Św. Pawła. Nie przypuszczałem wtedy, że te słowa w tych dniach pojawią się w liturgii mszalnej. Dziś w pierwszym czytaniu (Flp 1,18b-26) możemy usłyszeć te słowa o życiu, śmierci i zostawieniu na ziemi dla korzyści ludzi, do których Paweł był posłany. Powiem szczerze, że gdy dziś rano zajrzałem do czytań, to czułem, jak automatycznie łzy zaczęły zmierzać ku moim oczom. Nie mogłem tego nie skojarzyć z Moniką. 

Apostoł Narodów nazywa śmierć zyskiem. I wierzę, że tak jest także w przypadku śmierci Moniki. Ale pojawia się pytanie, dlaczego Bóg jej tu nie zostawił? Dlaczego moje przeświadczenie było mylne? Byłem przecież przekonany, że to zamysł Boga i że ma to sens. Być może wyjaśnieniem jest porównanie moich słów z dzisiejszym czytaniem. Jaka różnica? Ja byłem mocno przekonany, a św. Paweł pisze: "ufny w to wiem, że pozostanę". On to po prostu wiedział. A nawet jeśli nie do końca, to jego słowa wypowiedziane z wiarą i mocą stały się prawdą. Moje słowa dopuszczały pewną wątpliwość w to, o czym mówię. Wydawało mi się, że w to wierzę, ale chyba tak nie było do końca. Co więcej - czym bliżej śmierci Moniki, tym mniej byłem przekonany, że tak właśnie ma być. Przypominają mi się tutaj słowa Jezusa: "Kto powie tej górze: Podnieś się i rzuć się w morze, a nie wątpi w duszy, lecz wierzy, że spełni się się to, co mówi, tak mu się stanie" (Mk 11,23). Niestety - muszę się tu przyznać, że - w mojej duszy coraz bardziej pojawiała się wątpliwość, jak to będzie.

Ktoś teraz może zapytać, to gdzie tu potwierdzenie, że Bóg wie, co robi... Żeby o tym Ciebie przekonać, muszę napisać troszkę, o tym co działo się u mnie kilka godzin wcześniej. Otóż mój opisywany po południu płacz był wyrazem bezradności i słabości wobec tego, co się wokół dzieje - i to nie dotyczyło bynajmniej sprawy Moniki. Miałem chyba jakiś żal do Boga, że nie rozwiązuje problemu, o który się modlę. Później jednak ten problem częściowo został rozwiązany. Jednakże zanim to się stało, ja w płaczu mówiłem Bogu, z jak najbardziej szczerym sercem o tym, co przeżywam. I wtedy to uświadomiłem sobie, że ja o pewne rzeczy proszę, ale nie do końca wierzę, że to się stanie. Jezus w swojej bytności mówił np. "bądź wolny od swej niemocy" albo "milcz i wyjdź z niego". Św. Piotr do paralityka powiedział "w imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź!" (Dz 3,6). A ja co? Nie mam odwagi tak powiedzieć, a jeśli nawet podobne rzeczy próbuję mówić, to jest w tym wszystkim ileś wątpliwości.

Jaki z tego wniosek? Wczorajsze popołudnie przygotowało mnie na przyjęcie prawdy usłyszanej wieczorem. Bóg nie musiał zostawić Moniki przy życiu (chociaż bardzo tego chciałem), bo ja nie do końca w to chyba wierzyłem, nawet jeśli o tym mówiłem innym. Bóg dał mi poznać pewną prawdę o sobie. Nie do końca wierzę w siebie, a dokładniej w możliwość mocy moich słów. To ważna prawda. Ja wierzę Bogu i wiem, że On wie co i kiedy robi. Ale na obecną chwilę nie do końca wierzę, że moje słowa - nawet wypowiadane w imię Jezusa Chrystusa - są skuteczne. Wiem jednak - i to potwierdziło wczorajsze popołudnie - że jeśli nie myślę tylko o mocy mojej modlitwy, ale z pokorą (a nieraz nawet ze szczerym płaczem) cierpliwie zanoszę moje modlitwy do Boga, to one są wysłuchane i wypełniane w taki sposób, jaki Bóg uzna za najlepszy.

Z tego wszystkiego wynika, że Bóg naprawdę wie, co robi. Do pewnych rzeczy przygotowuje ludzi. Długie umieranie Moniki było przygotowaniem mnie do przyjęcia prawdy o tym, że jeszcze długa droga do mojej pełnej wiary. Do tego Bóg przygotowywał mnie do stwierdzenia, że nie musi być tak z Moniką, jak mi się wcześniej wydawało.

               Przyjdź Duchu Święty i naucz mnie prawdy o sobie.
               Daj mi wiarę w to, że możesz i chcesz dać moc moim słowom i działaniom.
               Dodawaj mi tej mocy, abym mógł skuteczniej głosić i czynić dzieła Bożej miłości.
              Daj także i mi swoją miłość,  bym mógł bardziej kochać Ciebie i lepiej służyć moim braciom i siostrom.
             Daj także pokorę, abym w tym wszystkim nie szukał swojej woli i chwały, lecz był narzędziem w Twoim ręku i działał na Twoją chwałę.

1 komentarz: