Blog przeniesiony

Informuję, że od listopada 2014 niniejszy blog jest prowadzony na nowej stronie xjacek.bartymeusz.pl

czwartek, 28 października 2010

Idźcie i nauczajcie...

Zastanawiałem się kiedy i w jakiej formie pojawi się mój pierwszy wpis pokazujący trudne życie księdza. Na pierwszą część pytania już daję odpowiedź: TERAZ!. W jakiej to będzie formie - okaże się, gdy skończę pisać tego posta :P.

Co niby takiego trudnego? Przede wszystkim sam w sobie długi i trudny dzień. Rano konfesjonał, potem kilka godzin na studiach, bezpośrednio do szkoły. Właśnie wróciłem. Za kilkadziesiąt minut do kancelarii. Potem Msza św., różaniec i spotkanie wspólnoty. Przy dobrych wiatrach około 21.15 będę miał względny spokój i będę mógł przygotować się do jutrzejszych lekcji. Niestety często po spotkaniach wychodzą różne sprawy i nieraz ten czas wolny mam ok. 23 - gdy jestem padnięty.

Zmęczenie fizyczne to jedna sprawa. A trudność i zmęczenie psychiczne, to rzecz inna. Dziś w Ewangelii scena powołania Apostołów. Mieli oni nauczać wszystkie narody. Czasami jednak zastanawiam się, po co iść do szkoły, jeśli nie da się poprowadzić lekcji. Uczę w liceum - klasy na wszystkich poziomach. Klasy pierwsze mam połączone. Zapisanych jest łącznie 35 osób. To już w założeniu jest dużo, bo nawet gdy nie ma 4 osób na lekcji i tak uczniowie nie mieszczą się w ławkach. Zasadniczo sale szkolne nie przewidują tak dużej ilości uczniów na jednych zajęciach - a jednak.

Gdyby jeszcze z tymi uczniami coś się dało robić. Dziś szczególnie muszę się przyznać do porażki. Nic nie zrobiłem. Sprawdziłem listę, zapisałem temat na tablicy. I później już zasadniczo nic. Nie było chwili względnej ciszy. Puszczana muzyka, chodzenie po klasie, odrabianie lekcji i robienie ściąg z przedmiotu, który ma być niebawem, próba gry w karty. To standardowe działania. I gdy próbuję zrobić porządek w jednej części, w drugiej się zaczyna od nowa. I tak w kółko Macieju.

Niedawno zadałem pewną pracę do napisania. Przez ostatnie 2 tygodnie prace przyniosło łącznie jakieś 30% uczniów. Pewno ich nie zainteresuje nawet, gdy dostaną jedynki. No może zainteresuje i będą mnie obwiniać. Takie życie. Wiem, że w tym wszystkim jest dużo mojej winy. Ale czy aby na pewno?

Pod koniec lekcji - kiedy zostało 10 min do dzwonka i wiedziałem, że nic nie zrobię, postanowiłem, że się wspólnie pomodlimy. Mieliśmy odmówić jedną tajemnicę różańca. Nigdy tak nie robię, ale stwierdziłem, że ponieważ ja nie jestem w stanie pomóc, to zaproszę do pomocy Boga. Gdyby wszystko było w porządku po 4 minutach uczniowie wyszliby z sali. Jednakże nie dało się i tego sensownie poprowadzić. Nie można było kilku "Zdrowasiek" odmówić po kolei, aby nie zaczęli rozmawiać,wariować, hałasować, korzystać z komórek itp. W TRAKCIE MODLITWY! Po iluś podejmowanych próbach kontynuacji modlitwy (czekałem zawsze na spokój) kilku agresywnych uczniów wyszło ostentacyjnie z sali, a całość modlitwy trwała 15 minut. I tak końcówka nie była idealna. Czy naprawdę młodzież chodząca na religię nie może 5 min w ciszy się pomodlić????????? Czy to naprawdę moja wina? Pewno też, ale łudzę się, że nie tylko.

No cóż... Średnio mi z tym. Pomodliłem się, by Bóg im przebaczył i pokazał inną drogę. Wierzę, że kiedyś nie będzie za późno i odnajdą Boga. A mi co pozostaje? Trwać i angażować się w swoje działanie. Jezus przecież zapowiadał, że sługa nie jest większy od swego Pana i ponieważ Jego prześladowali, nie mogę się dziwić temu wszystkiemu, co przeżywam próbując głosić Jego Ewangelię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz