Blog przeniesiony

Informuję, że od listopada 2014 niniejszy blog jest prowadzony na nowej stronie xjacek.bartymeusz.pl

piątek, 25 listopada 2011

Jak to z uczniami bywa

Już nieraz dawałem do zrozumienia, że jedną z cięższych rzeczy, które wykonuję, jako kapłan, to bycie nauczycielem religii w szkole. Ciężko się prowadzi lekcje. Nieraz nie daje się w ogóle prowadzić. Już nieraz zauważyłem rolę modlitwy w tej sprawie. Zauważyłem, że jeśli przed lekcjami odmawiam modlitwy uwolnieniowe - związujące działanie złych duchów, na lekcjach pojawia się większy spokój. Chociaż to różnie bywa, ale brak modlitwy często powoduje, że na lekcji bywa naprawdę ciężko.

Taką ciekawostką może być to, że klasy, z którymi było ciężko, troszkę się ostatnio uspokajają, a inne klasy pogarszają swoje zachowanie. Pewnym wyjaśnieniem tego zjawiska może być ilość i rodzaj modlitwy. Chyba bardziej i konkretniej modliłem się za klasy te trudniejsze, a te pozostałe klasy chyba aż tyle modlitwy nie potrzebowały. A przynajmniej tak mi się wydawało i teraz widać efekty.

Aby było jasne wyjaśnię, że w miarę systematycznie (chociaż nie codziennie) modlę się za swoich uczniów, także za nauczycieli w mojej szkole. Pojawić się jednak może pytanie, czy to coś daje. Myślę, że tak. Przede wszystkim potwierdzeniem są wspomniane przeze mnie zmiany postawy uczniów - chociaż do warunków w miarę normalnych dużo jeszcze brakuje. Dziś też jedna z nauczycielek, która do tej pory widząc mnie zawsze odwracała głowę, dziś spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i powiedziała "Niech będzie pochwalony". Szkoda, że nie dokończyła, ale chyba już połowa sukcesu. Mogłoby też coś się zmienić z pewną nauczycielką, która nieraz zakłada jako biżuterię "Oko Horusa" - znak księcia ciemności. Ale może jeszcze nie czas.

Zmienia się także chyba coś w uczniach, albo przynajmniej jakoś pęka. Otóż dziś w dwóch różnych klasach, zupełnie różne osoby, zapytały mnie o tematykę eksterioryzacji - czyli wychodzenia z ciała. Może to przypadek, może nie. Ale prawda jest taka, że w tym działaniu wykorzystuje się nadprzyrodzoną moc, która nie pochodzi ani od człowieka, ani od Boga (przynajmniej w bezpośrednim znaczeniu). Wyjaśniłem, że to działanie niestety jest dosyć prostą drogą do zniewolenia, a nieraz i do opętania. Jedna z tych osób powiedziała, że próbowała tego, a wie, że sporo innych osób też to robi. Gdy powiedziałem o tej możliwości zniewolenia, chyba się przestraszyła. Przyznała też, że ostatnio ma różne koszmary w nocy itp. Czy po tej rozmowie zmieni swoje życie? Nie wiem. Ale sam fakt, że ludzie zaczynają się przyznawać do pewnych rzeczy jest dla mnie znaczące. Po pierwsze - może to być oznaka, że coś się zaczyna łamać i może warto odpowiednio pokierować, by doprowadzić do wolności. A po drugie - naprawdę nie ma co się dziwić, że zachowanie uczniów na lekcjach jest takie, jakie jest, a modlitwa uwolnieniowa w tym wszystkim na pewien czas pomaga.

Trudna jest rola księdza-katechety. Ale jakże ważna. I chociaż wiem, że za dużo tych uczniów sam nie nauczę, to być może moim zadaniem jest przynajmniej za nich się modlić, a w miarę nadarzającej się okazji być narzędziem Boga i odpowiednio pokierować.

8 komentarzy:

  1. Chyba zawsze tak jest, że człowiek bardziej modli się za tych, którzy szczególnie tej modlitwy potrzebują (przynajmniej w naszym odczuciu), a "słabiej" czy mniej (albo i wcale) za pozostałych. Taka sama zresztą zasada działa w przypadku różnych relacji, których stopień zażyłości decyduje o naszej gotowości proszenia Boga za poszczególnymi osobami. Na szczęście są wyjątki i niektórzy podejmują się modlitwy za kogoś obcego lub dalszego, czując się odpowiedzialnym za drugiego człowieka i mając na względzie to, że być może są jedynymi osobami, którym nie jest obojętny los tamtych ludzi i ich dusz po śmierci...

    Swoją drogą ciekawe, ilu katechetów modli się za swoich uczniów? A idąc dalej: ilu pracodawców modli się za swoich pracowników, ilu podwładnych - za swoich przełożonych? A rodziców za dzieci i na odwrót? Itd.

    Z modlitwą! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiara w takie rzeczy jest śmieszna!.

    `m

    OdpowiedzUsuń
  3. W takie rzeczy, czyli w jakie?
    To, że Bóg działa - słucha naszych modlitw i wypełnia?
    Powiem tak... Wiara nie jest obowiązkiem. I nikt zbawiony nie musi być. A co do śmiechu, to już Jezus zapowiadał:
    "Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość." (J 16,20)

    Życzę śmiechu i radości, ale przede wszystkim w wieczności!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wierzę w diabełki aniołki, Jezusa, Boga (Jahwe Sziwe...) i żadnych innych. Latających chodzących w chmurach. Po śmierci wszystko się kończy jestem o tym przekonany i myśl o życiu wiecznym mnie przeraża, a nie pociesza. Przez ten strach właśnie religie od wieków sprawują kontrolę nad ludźmi. Ksiądz pisze o życiu wiecznym i od razu ma to siać strach co ze mną będzie?. Na mnie to nie działa, tak jak na innych. Niestety. Chciałbym żeby ludzie przejrzeli na oczy i zrzucili klapki jakie zakładają im religie.

    `m

    OdpowiedzUsuń
  5. Gorzej jeśli jednak coś po śmierci jest, wtedy masz troszku przerąbane...

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak - to jest poważny argument, za tym żeby wierzyć. To jest argument oparty na zastraszaniu.

    `m

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmmm ale czego Ty się właściwie boisz? Zastraszanie i zastraszanie. Wydaje mi się że nie ma co się bać życia wiecznego. A argumentem za tym żeby wierzyć jest to, że Bóg bardzo cie kocha i nie chce cie stracić.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tylko, ze ja nie wierzę w Boga.

    `m

    OdpowiedzUsuń