Blog przeniesiony

Informuję, że od listopada 2014 niniejszy blog jest prowadzony na nowej stronie xjacek.bartymeusz.pl

wtorek, 13 grudnia 2011

Rodzina a sponsoring

Niedawno słyszałem o rodzinie, w której jest taki układ, gdzie żona jest tak naprawdę tylko od gotowania, sprzątania, współżycia i ewentualnie opieki nad dziećmi. I ... nic więcej. Zero bliższych relacji, niemalże zero praw. Dziś jakoś mi się przypomniała sprawa tej rodziny i doszedłem do pewnych wniosków.

Przyszło mi do głowy pytanie: "Czym ta rodzina różni się od coraz popularniejszego w świecie, czy Polsce sponsoringu?". No... oczywiście - różni się - po pierwsze mają oni legalny (i to kościelny) związek. Po drugie mają dzieci, co w przypadku sponsoringu rzadko się zdarza.

Ale pojawiło mi się w głowie kolejne pytanie: "Dlaczego tak wiele ludzi nie bierze ślubu, a żyją razem bez tego ważnego sakramentu?". I uświadomiłem sobie, że właśnie nie chodzi o rodzinę, a o sponsoring. Po prostu w wielu przypadkach nie ważne są bliskie relacje, nie ważna jest miłość, nie ważny jest bezinteresowny dar z siebie, czy też odpowiedzialność. Chodzi przede wszystkim o interes i szukanie korzyści. Facet woli mieć kobietę, która nie ma zbyt dużo własnych praw, a za niego zrobi sporo rzeczy - np. posprząta, ugotuje, zaspokoi jego potrzeby seksualne i ewentualnie pójdzie razem na spotkanie z innymi "układami sponsorskimi". A jak się znudzi, to poszuka sobie innej. Po prostu wymieni kobietę na nowszy model, który tak jak wcześniejszy będzie tylko odpłatnym narzędziem w wygodnym życiu mężczyzny.

Troszkę inaczej w tym wszystkim wygląda rola kobiety. Też w tym wszystkim interes - by mieć "kogoś", mieć dach nad głową, mieć złudne wrażenie, że jest się dla kogoś ważnym. A jak nie będzie pasować, poszukać nowego "pracodawcy".

I to naprawdę nie ma wiele wspólnego z miłością - a po prostu z egoizmem. I nie ma co się dziwić, że taki układ nie wchodzi w związek małżeński, bo to z chrześcijaństwem po prostu nie ma nic wspólnego. Przedmiotowe traktowanie drugiej osoby i brak wzięcia odpowiedzialności, nie ma nic wspólnego z miłością. Tak, tak... Ktoś, kto dopuszcza możliwość odejścia od ukochanej osoby, tak naprawdę jej nie kocha. Tylko kocha siebie i swoją wygodę życia. I może lepiej, niech nie wchodzi w sakramentalny związek małżeński. Dopóki człowiek nie zdecyduje się realnie żyć po Bożemu, dopóty trudno mówić o chrześcijaństwie i sakramentach. Przecież jeśli nie ma decyzji życia prawdziwą Bożą miłością (i to nie tylko od święta), to nie powinien dostać rozgrzeszenia - bo to spowoduje w nim jeszcze gorszy stan niż wcześniej.

Brutalne to co tu napisałem? Pewno trochę tak. Może też częściowo przejaskrawiłem. Ale jeśli przeczyta to ktoś, kto żyje w związku niesakramentalnym, to niech się naprawdę zastanowi - czy chodzi o prawdziwą miłość, czy o interes, przy którym tylko niechęć stanięcia w prawdzie nie pozwala tego nazywać sponsoringiem, albo wręcz prostytucją. Niezależnie, jak to z Wami jest, to zachęcam do refleksji nad poniższymi zdaniami:

"Starajcie się o większe dary:
a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą.

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.
 
Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego.

Miłość nigdy nie ustaje."
    (1 Kor 12,31; 13,1.4-5.8)

4 komentarze:

  1. wybacz, ale sądzę, że twoje refleksje na temat małżeństwa i w ogóle związków, można przyrównać do opisywania kolorów przez osoby niewidome.

    teoria w związku to nie wszystko. liczy się praktyka. to tak, jak z filmami porno i kamasutrą. od oglądania i czytania sexu się nie nauczysz.

    więc proszę, nie mów mi, że nie kocham mojej partnerki, tylko dlatego, że nie mamy ślubu kościelnego. i że ktoś jest czyimś sponsorem. bo gdybyśmy mogły wziąć ślub kościelny, może byśmy go wzięły.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż... zależy jak rozumiemy definicję miłości. Jedno jest pewne, że Bóg Ciebie, a także Twoją partnerkę kocha. Bo jest miłością i jest źródłem miłości (por. 1J 4,7-8). Wiem też, że "Miłość zaś polega na tym, abyśmy postępowali według Jego przykazań" (2J 6). A On, czyli Jezus, mówi: "Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało." (Mk 10,6-8). Zatem miłość - w tym głównie sakramentalny związek mężczyzny i kobiety - jest święta. Wtedy mamy naprawdę więź nie tylko cielesną, lecz przede wszystkim duchową. Pismo Święte mówi jednak: "Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą,(...) nie odziedziczą królestwa Bożego." (1Kor 6,9-10).
    A jeśli Pismo Święte czegoś zakazuje, to nie może być Boże, a więc nie może być miłością. I dlatego, mimo tego, że Bóg Was do szaleństwa kocha i nikt Was nie potępia, to to, co Was łączy, trudno nazwać prawdziwą miłością, a co najwyżej tym, co Wam się wydaje jako miłość. Zachęcam jednak do szukania miłości u Źródła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj księże, księże. Na jakim ksiądz świecie żyje? Jak można stawiać mężczyznę i kobietę w jednym szeregu w tym przykładzie. Mężczyzna b. często ma wybór, mając na ogół szansę na dużo lepszą pracę, a co za tym idzie szansę na dużo lepszą pozycję społeczną, pieniądze może sobie większość z tych podstawowych potrzeb bytowych jakie ksiądz wymienił (pranie, sprzątanie, gotowanie, czy ogólniej potrzeby umożliwiające ochronę życia w czysto biologicznym sensie m.inn. jedzenie, picie, utrzymanie stałej temp. ciała poprzez utrzymanie odpowiedniego lokum, higiena itp.) zaspokoić sam, lub do niektórych spraw zatrudniając gosposię i sekretarko-asystentkę (reprezentacja i podniesienie wartości własnej osoby poprzez pokazanie na jaką "sztukę" mnie stać) na uczciwych zasadach, a nie wchodzić w taki brudny układ głównie z czysto seksualnych pobudek! Z kolei wiele kobiet, właśnie nie ma takiego wyboru! Na pewno nie wchodzą w to z czysto seksualnych pobudek, ale dlatego że często ich sytuacja społeczna jest tak upośledzona (przede wszystkim brak pracy ileś razy częściej dotykający kobietę w porównaniu z mężczyzną, lub b. często praca bardzo źle opłacana, która nie pozwala w pełni samodzielnie się utrzymać, poza tym np. nagminnie gorsze wynagradzanie kobiety za tą samą pracę itd.), że muszą to robić, żeby przetrwać już choćby w czysto biologicznym sensie. Ponadto ta okropna sytuacja nierównowagi w szansie na godne życie rodzi w delikatniejszej (a przez to bardziej podatnej na różne negatywne oddziaływania) psychice kobiety wiele problemów z poczuciem własnej wartości, poczuciem bezpieczeństwa itp. itd. na czele (można by wiele pisać) stąd później taka tendencja do życia złudzeniami (czy samookłamywania się?), że jest się dla kogoś ważnym... Niestety trzeba powiedzieć uczciwie, że właśnie mężczyźni, ze swej natury jednak agresywniejsi, od początku tak próbowali organizować życie społeczne żeby właśnie taką upokarzająca rolę kobiety musiały przyjmować! Przecież dopiero od chyba ok. niecałych 200 lat mogą kobiety kształcić się na Uniwersytetach i to tylko dlatego, że same o to ciężko walczyły! Teraz, mimo teoretycznego równouprawnienia, nadal wiele pozostało jednak do zrobienia w tej kwestii i stąd takie potem układy, czy sponsoringii...
    Szczęść Boże! Dominika (Katowice)

    OdpowiedzUsuń
  4. Teraz inna sprawa. Co do miłości...Dla mnie jest to pojęcie ze sfery duchowej, a nie seksualnej, chociaż obecnie często jest sprowadzane do sexu (mówi się np. idziemy się do łóżka kochać itp...) Z zacytowanego przez księdza fragmentu (Mk 10, 6-8)wynika, że Bóg stworzył ludzi jako kobietę i mężczyznę i powinniśmy, z jakiegoś ważnego powodu, tylko w takiej konfiguracji, że tak powiem, seksualnej się łączyć cieleśnie, ale wcale nie wynika że to automatycznie zapewnia miłość duchową między małżonkami, bo się zastosowało zasadę: " Miłość zaś polega na tym, abyśmy postępowali według Jego przykazań" (2J 6) To duże uproszczenie i nadinterpretacja. Jeśli już z zastosowania jakiegoś przykazania ma wynikać miłość duchowa między małżonkami (i nie tylko małżonkami) to raczej np. z przykazania: miłuj bliźniego swego jak siebie samego (czy jakoś tak). Miłość to czynienie drugiemu dobra, bezinteresowność czego w seksie nie ma! Jest bodziec i egoistyczna reakcja na niego, więc nie wmówi mi ksiądz że jak np. mężczyzna wybiera kobietę seksualnie, bo jest kobietą, pociąga go wysyłając określone bodźce i wskutek tego łączą się cieleśnie (jak Bóg przykazał), to jest z automatu miłość duchowa, bo to pokrywa się niby z przykazaniem Bożym. Bóg wie, że nie daje to z automatu miłości dlatego dał przykazanie osobne o miłowaniu się wzajemnym wszystkich zresztą, a Kościół Katolicki wprowadził instytucje b. trudno rozwiązywalnego sakramentu małżeństwa, żeby tą z gruntu zwierzęcą i krótkotrwałą reakcję uświęcić. Uświęcenie ma się odbyć poprzez zrodzenie się z tego zwierzęcego i egoistycznego popędu czegoś bardzo wartościowego, czyli życia (dzieci), a także poprzez szansę zrodzenia się czegoś głębszego duchowo wskutek utrudnienia wyjścia z takiego związku i co za tym idzie częstego przebywania ze sobą małżonków, rozmawiania i pokonywania wspólnych problemów... Uff. To na razie tyle. Jeszcze raz Szczęść Boże! Dominika (Katowice)

    OdpowiedzUsuń