Blog przeniesiony

Informuję, że od listopada 2014 niniejszy blog jest prowadzony na nowej stronie xjacek.bartymeusz.pl

niedziela, 11 grudnia 2011

Homilia z 14.12.2008.

Kolejna homilia z gazetki sprzed trzech lat. U mnie w sumie podobna sytuacja jak wtedy. Tyle tylko, że rekolekcje dopiero za tydzień. A do tego czasu jeszcze okres wizyty duszpasterskiej.
 
Radujcie się! To hasło dzisiejszej niedzieli. Jak tu się radować? Przede mną wiele pracy, przygotowań do świąt. Rozpoczynają się rekolekcje – będzie wiele spowiedzi. Minione tygodnie chodzenia po kolędzie przyniosły już pewien poziom zmęczenia, na którym mniej się chce. A jeszcze przede mną tygodnie zwiększonej pracy duszpasterskiej. Nawet zbliżające się święta, dla wielu z nas czas radosnego przeżywania w gronie rodzinnym, dla księdza są okresem wytężonej pracy. Po ludzku rzecz biorąc czekam już nie na święta, ale na to, co po nich będzie. Ale tu musi pojawić się refleksja. Czy ja powinienem patrzeć typowo po ludzku? Przecież jestem kapłanem. To nie ja wybrałem sobie drogę przy Bogu. On – mój Pan i Zbawiciel zapragnął, abym Jemu służył jako pasterz w Jego owczarni. Warto sobie takie rzeczy przypominać. Warto wracać do chwil z przeszłości, kiedy podejmowaliśmy ważne życiowe postanowienia i trwać przy nich. Nie można w chwilach rozterek, czy zmęczenia podejmować pochopnych decyzji, bo zazwyczaj będą one mylne. Nie można uciekać. Trzeba umieć odpowiedzieć sobie na pytanie: „kim jestem?” i co z tego wynika. 

Na podobne pytanie - „kim jesteś?” – musiał także odpowiedzieć Jan Chrzciciel w dzisiejszej Ewangelii. Miał on za sobą tłumy, które wsłuchiwały się w jego głos. Nawet król Herod, któremu „największy spośród narodzonych z niewiast” wypominał grzeszne życie, chętnie go słuchał. Mógł powiedzieć wszystko. Mógł uznać się za Mesjasza, Eliasza, proroka, mógł pozwolić nosić się na rękach, a jednak tego nie uczynił. Pytanie: „kim jestem?” powinien postawić sobie każdy z nas. Jestem mężem, żoną, dzieckiem, studentem. A może ogólnie: „jestem dzieckiem Bożym”. Często jednak o tym ostatnim zapominamy. Przegapiamy to, co najistotniejsze. Pragniemy pomocy Boga, a nie potrafimy się skierować do Niego jak dziecko. A Jezus mówi: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”. Jak tu jednak dostrzec w sobie to dziecięctwo Boże? W jaki sposób zauważyć, że Bóg kocha nas jak swoje dzieci? Nie jest to możliwe, jeśli nie pomoże nam Duch Święty. Święty Paweł pisze: „Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze!”. Jakże bardzo potrzebny jest nam Duch Święty, aby móc pokazać, kim tak naprawdę jesteśmy. Nie zrozumiemy, że Bóg kocha nas jak swoje dzieci, nie poznamy prawdy o sobie, a przez to nie zbliżymy się do Chrystusa, który jest Prawdą, jeśli Duch Boży nam nie pomoże. 

Oczywiście można by tu zrzucić winę na Boga i Jego Ducha, że my tego wszystkiego nie doświadczamy i nie rozumiemy. Jednakże musimy mieć świadomość, że tego Ducha już otrzymaliśmy na chrzcie świętym. Jan Chrzciciel zapowiadając Jezusa mówił, że On nas będzie chrzcił Duchem Świętym. I tak rzeczywiście jest. Poprzez chrzest otwieramy się na działanie Ducha Świętego, lecz jakże często zamykamy się na Niego poprzez grzech. Niedoświadczanie Bożej miłości jest zazwyczaj konsekwencją grzechu ludzkiego. Człowiek, który popełnia grzech, szczególnie ciężki, odcina się od Boga i nie jest w stanie dostrzec wszechogarniającej nas łaski bożej. To dopiero otworzenie się ponowne na Boga, w sakramencie pokuty i pojednania, pozwala wrócić do miłości Boga i doświadczyć pokoju wypływającego z przebaczenia. Oczywiście nie zawsze jedna spowiedź może spokój przynieść. Raczej potrzeba do tego czasu i stanięcia w prawdzie wobec Boga. Potrzeba nam prawdy, która uświadomi nam, że my sami, w oderwaniu od Boga, nie jesteśmy w stanie niczego uczynić, i gdyby nie było możliwości pojednania ze Stwórcą oraz Zbawicielem, to czekałyby nas nieopisane katusze – szczególnie dla duszy, ale możliwe, że i dla ciała. 

Warto może zwrócić uwagę, że nieraz miłości Boga nie zauważają także osoby, żyjące blisko Niego. Jeśli człowiek regularnie żyje blisko Chrystusa, może zostać zaproszony do bliższego się z Nim zjednoczenia. To zaproszenie jest włączeniem w tajemnicę męki i śmierci Chrystusa, który na krzyżu czuł opuszczenie nawet przez swego Ojca. W takiej sytuacji potrzeba wiernego trwania przy Chrystusie, przy Jego słowie i przy sakramentach. To trwanie w bliskości Jego krzyża i jednoczenie się z Jego męką jest sposobem przylgnięcia sercem do Zbawiciela i doczekania do momentu chwalebnego zmartwychwstania. 

Moi drodzy! Różne są chwile w naszym życiu. Czasami jesteśmy bardzo radośni i szczęśliwi z obcowania z Bogiem. Nieraz natomiast brakuje nam sił i chęci do dalszej pracy nad sobą. Jednakże nawet, gdy jest nam ciężko, pamiętajmy kim jesteśmy – wybranymi dziećmi Bożymi – i rozpamiętując to, co do tej pory Bóg nam uczynił, czekajmy z nadzieją na lepsze chwile po przyjściu naszego Pana, Jezusa Chrystusa, które już niebawem nastąpi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz