Blog przeniesiony

Informuję, że od listopada 2014 niniejszy blog jest prowadzony na nowej stronie xjacek.bartymeusz.pl

sobota, 6 sierpnia 2011

Poprzystankowe refleksje

W Kostrzynie nad Odrą w tej chwili ostatnia noc Przystanku Woodstock, a jednocześnie Przystanku Jezus. Z powodu jutrzejszych obowiązków w parafii, od blisko dziesięciu godzin nie ma mnie na PJ, a dochodzę do wniosku, że już tęsknię. Słucham radia Przystanku Jezus, obejrzałem galerię zdjęć i zadaję sobie pytanie - "dlaczego mnie tam nie ma?". Co mnie tam ciągnie? Trudno do końca stwierdzić, chociaż pewno można kilka rzeczy wymienić. 

Przede wszystkim ludzie. I to - co ciekawe - w większości nie chodzi mi o ludzi na Polu Woodstock. Oczywiście oni też. Już nie pierwszy raz mam takie wrażenie, że Bóg chce, bym bardziej pomógł ewangelizatorom z PJ niż ewangelizowanym na Woodstocku. Oczywiście - to może być tylko wrażenie. Wszak "nie tak patrzy człowiek jak patrzy Bóg". To On naprawdę wie, ile ziaren Słowa Bożego zostało przeze mnie zasianych i jaki z tego będzie plon. A być może ewangelizatorzy, którym pomagałem nie tak wiele zyskają. Ale może cały Przystanek Jezus jest przede wszystkim ważny dla tych, którzy na nim posługują.

Tym bardziej, że moim drugim punktem, na który warto zwrócić uwagę, a propos PJ, to przeżywane rekolekcje - prowadzone przez biskupa E. Dajczaka, różne nabożeństwa, a także np. dzisiejsza homilia księdza Artura Godnarskiego. Trudno z tego nie wyjść umocnionym, przemienionym. 

Kolejna sprawa, która chyba ma dla mnie ogromne znaczenie, to kwestia pewnych przypadków-nieprzypadków. Przykładowo: Na przystanku często chodziłem bez sutanny. W którymś momencie poczułem, że trzeba ją założyć, bo zaraz ktoś pewno przyjdzie do spowiedzi. W sumie wydaje się, że nic w tym nadzwyczajnego. Ale to, że pewien chłopak dosłownie za chwilę do mnie podszedł prosząc o spowiedź i to, co potem pozytywnego się działo, raczej przypadkowe nie było.

Ale taką sprawą, która powoduje uśmiech na mojej twarzy, a jednocześnie pewne zadziwienie, a pewno najbardziej wpływa na moją tęsknotę, miała miejsce niemalże przy końcu mojego pobytu na PJ. Od kilku dni czułem, że powinienem pomóc pewnej dziewczynie (ewangelizatorce), coś powiedzieć, coś doradzić. Tyle tylko, że nie bardzo wiedziałem, jak to zrobić, tym bardziej, że nie miałem z nią kontaktu, a nawet prawie w ogóle nic o niej nie wiedziałem. Wczoraj, kiedy już praktycznie miałem schodzić z Pola Woodstocku (po raz ostatni w tym roku) i byłem przekonany, że nie będzie okazji porozmawiać z tą dziewczyną, zdarzyła się ciekawa sytuacja. Najpierw ktoś mnie poprosił, bym poszedł udzielić wywiadu do radia przystnakowego (w sumie i tak do tego nie doszło), a za chwilę okazało się, że tamtędy przechodziła wspomniana dziewczyna, która szukała "pierwszego lepszego" księdza, który by ją wyspowiadał. Jej spowiedź poprzedziły oczywiście moje przemyślenia. Czy jej pomogłem? Nie wiem. Mam nadzieję. Może coś się zapoczątkowało, może nie... Bóg to wie. Ale powiem tak: Nie wierzę, by to był przypadek. A jeśli Bóg to wcześniej zaplanował i gdzieś wewnętrznie mnie przygotowywał do przemyślenia sprawy i sposobu pomocy, to chyba chciał to wykorzystać i... wierzę, że wykorzystał, by naprawdę jej pomóc. Paradoksalnie, to może być też tak, że to mi bardziej miało pomóc niż jej. Wszak jak inaczej można to wszystko odczytać, jeśli nie jako przesłanie "nie lekceważ natchnień, bądź cierpliwy, bądź moim narzędziem, zaufaj, nie martw się, czy się uda, bo JA JESTEM"? A czy jest ktoś podobny do mnie, dla którego takie słowa nie byłyby ogromną pomocą i wsparciem? Fakt, że jeszcze lepszym potwierdzeniem byłoby, gdyby moja pomoc względem tej dziewczyny przyniosłaby natychmiastowe, widzialne owoce. Ale spokojnie - nie od razu Kraków zbudowano.

Podzielę się jeszcze jedną myślą po PJ. To sparafrazowane słowa pewnej modlitwy, którą prowadziłem dla kilkunastu ludzi, przed wystawieniem przez nas scenki ewangelizacyjnej. Wierzę, że następujące słowa włożył w moje usta Duch Święty. Bo chociaż może wiele osób nie znajdzie tu nic odkrywczego, to ja sam bym tego od siebie nie powiedział. A mianowicie: "Jezus kazał św. Piotrowi zarzucić sieci, ale to Bóg do tej sieci wrzucił odpowiednią liczbę ryb. Tak samo mamy działać i my. Mamy zarzucić sieci - głosić ewangelię - a jakie będą owoce ewangelizacji zależy niemalże tylko od samego Boga"

1 komentarz: