Coś naprawdę ostatnio zaczyna się dziać wokół mnie. Wprawdzie do końca nie wiem, czego ode mnie chce Bóg, jednakże - tak jak niedawno napisałem - zapewne uczy mnie przez różne sytuacje, w których mnie stawia.
W sobotę wieczorem byłem na pewnym spotkaniu modlitewnym. Chciałem się w miarę spokojnie pomodlić, może także bardziej otworzyć się na łaskę z nieba. A tu okazało się, że nie do końca mogę się sam w miarę spokojnie pomodlić. W trakcie modlitwy padł na ziemię i zaczął krzyczeć człowiek co najmniej bardzo mocno zniewolony, jeśli nie opętany. Zabrano go do zakrystii i kilka świeckich osób zaczęło się nad nim modlić. Jednakże okazało się, że przypadek był na tyle poważny, że trzeba było znaleźć jakiegoś księdza do modlitwy o uwolnienie. Wprawdzie na spotkaniu było iluś księży, ale w tym momencie poza prowadzącym i mną wszyscy gdzieś zniknęli. Trafiło na mnie.
Tak poważnego przypadku nie miałem od długiego czasu. Wprawdzie nie był to mój najtrudniejszy "przypadek", to jednak w ostatnim czasie nie było potrzeby tak długiej i intensywnej modlitwy. Od razu wyjaśnię, że człowiek po naszych modlitwach i spotkaniu nie wyszedł wolny, ale postawienie mnie jako tego, który się modli nad mocno zniewolonym, było wyraźnym wskazaniem - "to właśnie masz robić".
Do uwolnienia nie doszło, ale dzięki współpracy z Bogiem udało się chyba wiele w tej kwestii uczynić. Chociaż wydawało się to niemalże niemożliwe, udało się najpierw poznać imię tego człowieka, a potem olbrzymią liczbę różnych rzeczy, które w jego życiu się wydarzyły - czy to z jego, czy innych winy. I często dowiadywaliśmy się o tym poza świadomością samego zainteresowanego. Większości tych rzeczy ten człowiek się wyrzekł, wiele zostało przeze mnie omodlone. Dlaczego nie doszło do uwolnienia? Tego nie wiem. Może za mało w tym człowieku doświadczenia Bożej miłości, o którą też długo się modliłem. A może po prostu taka wola Boża. Może Zbawiciel nie chciał, bym wyszedł z przekonaniem, że ja tego dokonałem (chociaż mocno się modliłem, by to wszystko było nie na moją, lecz Bożą chwałę). Może też Bóg pragnie tego młodego człowieka do siebie przyciągnąć - nie siłą, nie pod wpływem jednej modlitwy, ale wytrwałej walki o Boga w jego życiu. Nieraz też jest tak, że uwolnienie przychodzi kilka dni po modlitwach.
Nie wiem, co dalej będzie z tym chłopakiem. Może nigdy się tego nie dowiem. Bóg to wie. A ja wiem, że Bóg będzie o niego walczył. Wiem także, że Bóg rzeczywiście daje mi ważny czas i wskazuje to, co mam w Jego imię czynić. A ja się zgadzam. Tylko niech On mi w tym wszystkim pomaga i pokazuje, co dalej, nie pozwalając lekceważyć natchnień.
Podzielę się jeszcze jedną refleksją. Taką "ciekawostką" było to, że z ust tego człowieka (a dokładniej kogoś mówiącego przez tego człowieka), było wiele wypominania mojej słabej wiary, straszenia, złorzeczeń, przekleństw, przyzywania imion najważniejszych demonów, a także ogólnie mówienie o grzechach z przeszłości moich i mojej rodziny. To ostatnie o tyle nie nowość, bo kiedyś już był przypadek wymienienia szczegółowo moich grzechów. Ktoś mógłby zapytać, czy się nie bałem? Z jednej strony trzeba pamiętać, że wiele z tego, co szatan mówi, to stek kłamstw i nie należy się tym przejmować. Z drugiej strony szatan jest Bożym stworzeniem i otrzymał od Stworzyciela wiele ogromnych darów i mocy. I nie należy tego lekceważyć. Na szczęście Bóg jest nad tym wszystkim i nie pozwoli krzywdzić i doświadczać mnie więcej niż jestem w stanie znieść. I to wiem i na tym opieram swoją ufność. I dlatego nie przejmuje się tym, co szatan względem mnie mówi. Na koniec spotkania poprosiłem tylko jednego księdza o błogosławieństwo i ze spokojem serca ruszyłem przed siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz