Blog przeniesiony

Informuję, że od listopada 2014 niniejszy blog jest prowadzony na nowej stronie xjacek.bartymeusz.pl

piątek, 13 czerwca 2014

Translokaty A.D. 2013.

UWAGA. Ten post napisałem 20 czerwca 2013 roku. Nie opublikowałem. Ale ponieważ niedługo zapewne pojawi się kwestia kolejnych translokat, to dziś tamten tekst jednak upubliczniam - w kategoriach przygotowania do następnych dekretów mówiących o zmianach miejsca posługi kapłanów. Niech ten tekst pomoże zrozumieć czytelnikowi, jak trudną kwestią są zmiany parafii. Nie tylko dla parafian, ale i dla samych zainteresowanych. A jednocześnie czytając ten tekst można powiedzieć "chwała Panu" i uświadomić sobie, że mimo ludzkich oporów, Pan Bóg naprawdę działa.

Słyszałem kiedyś w kategoriach czarnego humoru żarcik, który chyba niezbyt dobrze świadczy o kapłanach. Mianowicie jeden z księży po przyjściu do parafii mówi do różnych znajomych, że nie warto się w tej parafii angażować, bo i tak prędzej, czy później z tej parafii odejdzie.

Powiem szczerze, że mnie wkurzyło takie sformułowanie. Przecież jako kapłani mamy dawać siebie całego. Mamy być jak Jezus, który mówił "bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje". Jezus nic sobie nie zostawił, został całkowicie ogołocony i opuszczony.

Ale tak patrząc na obecne dni, gdy wiem, że w tej parafii zostanę jeszcze tylko dwa miesiące (wliczając w to urlop), to jednak pojawia się pytanie: a może nie warto było się tak angażować? Może, gdybym tyle serca w to nie wkładał, to by nie bolało odejście? Tak to jest, że gdy człowiek daje serce, to gdzieś w tym drugim (czy innych) kawałek siebie zostaje. To dotyczy tak małżeństwa, jak i kapłaństwa. I kiedy trzeba się rozstać, to czuję się, jakbym tracił kawałek siebie, swojego serca. Z jednej strony wiara mówi, że to wszystko ma sens i wiem, że tak trzeba, a z drugiej strony jakoś smutno. 

Tym bardziej, że w tej parafii, przez minione 5 lat tyle się działo. Jezus wywrócił w tym czasie moje życie niemalże do góry nogami. I to nie rozwalił, ale wybudował inne - nowe, oparte na bliskiej z Nim relacji. Tutaj byłem świadkiem pierwszych fizycznych cudów, modlitw o uwolnienie, a nawet egzorcyzmów. Tutaj Bóg pomógł mi się zaakceptować i pokochać i bardziej uwierzyć w siebie i to, że to On mnie wybrał, powołał i postawił w tym miejscu. I chociaż, gdy tu przychodziłem, we mnie było sporo oporów, to jestem pewien, że to wszystko miało sens. To w trakcie bycia w tej parafii i otwierania się na Ducha Świętego poczęła się po modlitwach i urodziła długo oczekiwana moja bratanica i chrześnica Ania. A także w trakcie pobytu tutaj zmarła moja mama. A ludzie, którzy mnie otaczali (otaczają) stali mi się tak bliscy, jak rodzina, że gdzieś ból po stracie mamy nie był aż taki straszny. Tutaj też Bóg mnie nauczył dużego zaufania Jemu. I dlatego mam wewnętrzny pokój, że tam, gdzie mnie posyła, też będę potrzebny. A ci księża, którzy przyjdą do tej parafii po mnie, też przychodzą po coś.

Ale mimo mojej ufności i pokoju w sercu pojawiają się łzy i jakoś przykro. Bo to tak, jakby na całe życie człowiek rozstawał się ze swoim dzieckiem. Tak przez pokolenia w Kościele było i tak pewno będzie dalej. Przypomina mi się, jak św. Paweł rozstawał się z jedną ze swoich wspólnot, wiedząc, że jedzie do Rzymu po śmierć. Dużo też tam było płaczu, miłości i troski. I czuję, że tak też jest w moim przypadku. 

Ale proszę Boga, aby te moje (nasze) łzy przemienił w radość. A to, co przez 5 minionych lat się tu dokonało, wydaje obfity plon w sercach - tak moim, jak i ludzi, których tu zostawiam. A niech dodatkiem pełnym nadziei będzie fakt, że przecież nie jadę do Rzymu na śmierć, ale do parafii oddalonej o dziesięć kilometrów. Zawsze można się spotkać i pocieszyć się i podzielić tym dobrem, które się dokonało i jak wierzę, nadal będzie.

2 komentarze:

  1. PROMETEUSZ
    Wstawszy raz lewą nogą z łóżka Jowisz srogi
    Zwołał na zgromadzenie olimpijskie bogi
    I rzekł: "Mam tego dosyć! Niech Herkules rusza
    I wyzwoli natychmiast z pęt Prometeusza,
    Bo czy się wam podoba to, czy nie podoba,
    Obrzydła mi już tego pyszałka wątroba
    I ten orzeł, co mu ją wieczyście wyżera,
    I łańcuch, i dzikie skały, et caetera."
    I poszedł, aby rozkuć go, Herkules z młotem,
    Lecz Prometeusz na to: "Ani mowy o tem,
    Nie tykaj kajdan, niech ci się nawet nie marzy!
    Czy nie widzisz, jak mi z tym Kaukazem do
    twarzy?"
    (-Leopold Staff)

    :))
    Drogi Księże Jacku, oto moja trochę zawadiacka dedykacja dla Księdza, taka pół żartem – pół serio refleksja o Księdzu, jako kapitalnym Dusz Pasterzu, kimś, kto stara się sprowadzić na maluczkich, cierpiących i pogubionych ludzi - Światło Ducha Świętego!
    Czy można wyobrazić sobie ważniejsze zadanie, bardziej ambitne?!

    Człowiek myśli czasem, że już znikąd ratunku, czuje tylko ból, słabość, spuszcza głowę, przestaje się bronic, rezygnuje z marzeń, z planów, rezygnuje z siebie. A tu gdzieś przy stacji kolejowej ogłoszenie o czuwaniu przed Świętem Zesłania Ducha Świętego… Cztery godziny mijają nie wiedzieć kiedy, …w sercu jakiś spokój! Myślę, że z tą chwalebną , prometejską misją jest Księdzu bardzo „do twarzy” , a że czasem trzeba za to dać sobie wydziobać wątrobę… Hmm, tak jest zawsze -im większe dzieło, tym straszniejsze „dziobanie”…

    Pozwalam sobie na tę delikatną poufałość po tym, jak w minioną sobotę ręce szanownego Księdza cięęężko i na długo spoczęły na niegodnej mojej zakręconej głowie… Mam nadzieję, że nie nadużyłam gościnności tego bloga, mimo, że nie znamy się osobiście.
    Weszłam na tę stronę, ponieważ wciąż jestem pod wrażeniem niezwykłych uroczystości we Włochach.
    Wchodzę tu i… zastaję smutek. Oczywiście, ksiądz też człowiek. Ja jednak, skoro już piszę do tak wyjątkowej osoby, zaczerpnę z własnych doświadczeń i „mądrości” i bezceremonialnie zakończę to dwudniowe rozczulanie;)) się nad sobą, trzema prawdami:

    -po pierwsze(serio) dla własnego dobra smutki należy w sobie zwalczać, bo ludzie smutni są nieatrakcyjni społecznie/towarzysko (w efekcie nie otrzymują wsparcia w smutku z powodu… smutku, czyli koło zamknięte)

    -po drugie (humorystycznie) Ksiądz Jacek „Prometeusz” Fijałkowski od swej brawurowej misji nie ma odwrotu (to jak „Paragraf22”, albo Monty Python PL - Prośba o zwolnienie z wojska http://www.youtube.com/watch?v=K-T5O6Sjrps )

    -po trzecie (najważniejsze) ten smutek jest bezpodstawny, gdyż Ksiądz jest szczęściarzem pracując dla Tego, który jest Drogą-Prawdą-Życiem, dla najwyższej Miłości – choćby w jej koronie zadomowił się ptak, a u jej stóp przysiadł ledwie jeden podróżny żebrak, jak u L.Staffa:

    GNIAZDO W CIERNIACH
    Chryste, wiszący na przydrożnym krzyżu!
    Na nic Twe męki Ogrójca, Kalwarii,
    Podana gąbka z żółcią, rozpacz Marii,
    Gdy Ci wbijano w bok oszczep ze spiżu.

    Człowiek odwrócił od Ciebie twarz ciemną
    I, zatwardziały w swej zbrodni i złości,
    Klaszcze w dłoń, pełen pysznej zelżywości,
    Krzycząc: „Umarłeś śmiercią nadaremną!”

    Jednak nie! Męka Twa nie była próżną,
    Jeśli w korony Twej cierniach ptak lichy
    Zwił gniazdo, śpiewem kołysząc w sen cichy
    Pod krzyżem głowę żebraka podróżną.

    Życzę Księdzu radości z perspektywy nowego otwarcia i przepraszam za swą bezpośredniość.
    Jeszcze raz dziękuję za indywidualną modlitwę i Księżowskie ręce na mojej głowie i pozdrawiam serdecznie,

    BoguSława ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Komentarz chyba dłuższy niż mój post:). A przynajmniej porównywalnej długości. Powiem tak: Ten tekst sprzed roku, który tu umieściłem, uzmysławia mi pewną rzecz. W tym roku na pewno nie będzie tak źle z moim odchodzeniem, niż rok temu. Więc jest powód do radości. I chyba ogólnie troszkę może lepiej. Byle tylko więcej było sił. A z tym różnie.

    OdpowiedzUsuń