Blog przeniesiony

Informuję, że od listopada 2014 niniejszy blog jest prowadzony na nowej stronie xjacek.bartymeusz.pl

piątek, 30 listopada 2012

Ewangelizacja na Kolędzie

Od dwóch tygodni w naszej parafii chodzimy z wizytą duszpasterską. Jest to trudny czas. Fizycznie i psychicznie. Głupio iść, kiedy ludzie mają przekonanie, że idę tylko po pieniądze. Ale chyba muszę stwierdzić, że jeszcze głupiej iść, gdy nikt w bloku nie wie, że właśnie tego dnia odbywa się u nich kolęda.

Tak się złożyło, że w bloku wczoraj przeze mnie odwiedzanym o kolędzie wiedziały 4 rodziny. Dziś na 28 mieszkań tylko 2 rodziny. I tak chodząc czułem się jak żebrak, który co kilka mieszkań słyszy "to dzisiaj?... nie było żadnej informacji...". Owszem nie było. Wiem o tym. Fakt, że obecnie odwiedzane bloki, mimo, że należą do naszej parafii, stoją sporo bliżej innego kościoła i tam (o ile w ogóle) mieszkańcy chodzą. Nie ma co się dziwić, że nie było komu z tego bloku zabrać ogłoszenia i rozwiesić dla innych mieszkańców. Z tych 6 rodzin (przez 2 dni), które spodziewały się mojej wizyty tak naprawdę, to tylko jeden pan chodzi do nas i to czasami. Nawet jego żona chodzi do tego drugiego kościoła. Takie życie w Warszawie...

Ale w sumie nie o tym chciałem mówić. Chociaż ma to związek tak z wczorajszą, jak i dzisiejszą wizytą. Wczoraj byłem jakoś tym wszystkim podłamany. Ale tak się złożyło, że byłem dziś u spowiedzi i usłyszałem, że to wizyta duszpasterska to najlepsza obok katechezy forma ewangelizacji w parafii. Że to jest ważne duszpasterstwo i, że trzeba iść z podniesioną głową, wierząc, że to Pan Jezus mnie do tych ludzi posyła. Troszkę mnie te słowa postawiły do pionu, bo kilka dni temu przy naszym biskupie stwierdziłem, że gdy chodzimy po kolędzie, duszpasterstwo w parafii leży (w znaczeniu, że ksiądz przez blisko pół roku nie bardzo może zajmować się prowadzonymi przez siebie wspólnotami).

Ale jak powiedział spowiednik, to stwierdziłem, że warto tak do tego podejść. Chociaż nie ukrywam, że były w tym nastawieniu jakieś wątpliwości. Jednakże Pan Bóg pomógł je rozwiać niedługo później. Gdy dziś modliłem się, przyszły mi do głowy słowa o powołaniu Jeremiasza. W sumie to nieraz takie słowa chodzą mi po głowie. Ale różne są tam zdania. Pierwsze, na które dziś zwróciłem uwagę były głównie o tym, by się nie bać, bo Bóg jest ze mną, by mnie chronić. Pomyślałem - no tak... Ta podniesiona głowa - nic tylko iść na kolędę. Ale wczytałem się w ten fragment dokładniej i szczególnie zwróciłem uwagę na słowa: "pójdziesz do kogokolwiek cię poślę i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę" (Jr 1,7b). I to te słowa wyraźnie mi potwierdziły słowa spowiednika.

Sporo ważniejsze jednak, że te słowa potwierdziły się w trakcie dzisiejszej kolędy... Mimo tego, że wiedziałem, jak będzie kiepsko z wiedzą o przyjmowaniu mnie przez ludzi, to jednak poszedłem wierząc, że to Bóg chce, bym tam poszedł. Wprawdzie tylko 2 rodziny wiedziały o kolędzie (dowiedziały się przypadkowo), to przyjęto mnie w sumie w 7 mieszkaniach. I jaki efekt? Pierwsze mieszkanie, pani mówi pod koniec: "piękne świadectwo wiary ksiądz nam powiedział". W tym mieszkaniu a także jeszcze w jednym były studentki, które może pojawią się w naszym kościele i pomyślą o dołączeniu do scholi młodzieżowej. Na koniec u pewnej pani siedziałem grubo ponad pół godziny, ale ogłosiłem jej cały kerygmat, ona uznała Jezusa jako jedynego Zbawiciela i Pana oraz pomodliłem się o wylanie Ducha Świętego. Stwierdziła na koniec, że może dołączy do Neokatechumenatu w tym kościele, do którego chodzi.

Jakże pięknie sprawdziły się słowa spowiednika i te, które (jak wierzę) Bóg mi podpowiedział z Pisma Świętego. A, że zebranych dzisiaj ofiar było chyba najmniej spośród wszystkich moich odwiedzin od początku kapłaństwa, to naprawdę wtórna rzecz. Ciekawe tylko, co na to mój proboszcz...? Ale to już nie moja sprawa.

Z mojej strony pozostaje tylko dziękować Panu i cieszyć się, że można być narzędziem w Jego wielkich dziełach. Chwała Panu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz