Rozmowa podczas spowiedzi:
- Proszę księdza, z
moim chodzeniem do kościoła nie jest tak strasznie. Opuściłem tylko kilka Mszy
św.
- A ile według pana Mszy św. opuszczonych, to „strasznie”?
- Noooo… dużo
- A niech pan sobie wyobrazi, że wraca do domu wieczorem. Próbuje
pan otwierać drzwi kluczem, a okazuje się, że nie pasuje do zamka (bo zmieniony).
Przed drzwiami stoi walizka z wszystkimi pana osobistymi rzeczami. A na
drzwiach wisi kartka – „może pozwolę Ci odwiedzić mnie na święta, jak będzie mi się chciało”.
Byłoby strasznie?
- No… pewno tak
- To niech pan
pomyśli, że raz opuszczając Mszę św. robi pan z Jezusem to, co żona z mężem w
tym przykładzie. Nadal pan twierdzi, że opuszczenie kilku Mszy św. to nie strasznie?
- :(
A człowiek idąc do spowiedzi ma jednak nadzieję - może naiwną - że to, co tam powie i usłyszy zostanie jednak pomiędzy nim, księdzem i Bogiem...
OdpowiedzUsuńŻeby wszyscy ludzie umieli właśnie tak patrzeć, to byłoby pięknie!
OdpowiedzUsuńA gdzie jest powiedziane, że to autentyk?
OdpowiedzUsuńDodatkowo nijak nie można się dowiedzieć z tego, jaki to człowiek był u spowiedzi (ja na przykład nie wiem). A w tekście głównie chodziło o przykład, w jaki można tłumaczyć kwestię niechodzenia do kościoła.
Być może z formalnego punktu widzenia nie zostały naruszone żadne przepisy, ale...
OdpowiedzUsuńAle jakoś tak dziwnie czytać o rozmowie podczas spowiedzi.
I może nie miał Ksiądz takiej intencji, ale ktoś czytając to może sobie pomyśleć, ze nie chciałby się u Księdza spowiadać, bo nie wiadomo, czy jakiś fragment tej spowiedzi nie pojawiłby się potem w internecie.
W ogóle jestem przeciwna opowiadaniu jakichkolwiek historii ze spowiedzi - nawet zmyślonych (bo po co zmyślać?) i nawet wtedy gdy nie wiadomo o kogo chodzi. Nigdy nie wiadomo, czy wśród słuchaczy nie ma akurat tego penitenta, a nawet jeśli nie - zawsze może być ktoś, kto brał udział w podobnej rozmowie. I będzie miał wątpliwości, czy aby nie została złamana tajemnica spowiedzi. Spowiedź to w końcu sakrament otoczony tajemnicą, a nie źródło opowieści duszpasterskich.
Z okazji Wielkiego Czwartku
OdpowiedzUsuńjako pamiątki ustanowienia sakramentów
Eucharystii i Kapłaństwa:
Miłości nadającej sens każdemu dniu,
cierpliwości i wytrwałości
w podejmowaniu trudu
codziennego kroczenia
za Mistrzem z Nazaretu,
darów Ducha Świętego
w kierowaniu ludu Bożego
na drogi Zbawienia,
wierności powołaniu i gorliwości
w służbie Bożej
oraz wielu łask Bożych
i opieki Maryi – Matki Kapłanów!
Nobody&Cholito
A mnie najbardziej zabolał wniosek: Jak nie będziesz chodzić do kościoła to będzie strasznie! Zdecydowanie wolę wersję: to co Bóg daje w kościele (a daje SIEBIE i to do końca) to jest dopiero piękne!!!
OdpowiedzUsuńUla
Zgadzam się z Ulą. Niestety moja wiara oparta jest na strachu przed złym. Nie na miłości do Boga. Chociaż oczywiście chciałabym żeby było inaczej. Niby się nie boję ale cały czas jestem przestraszona.I powiem szczerze, dziś nie chce mi się iść do kościoła na 3 a moze więcej godzin. Ale ze strachu pewnie pójdę.
OdpowiedzUsuńAle tu wcale nie chodzi o straszenie. Prawda jest jednak taka, że straszne jest życie bez miłości. Szczególnie Miłości od Boga. I nikt nikomu nie każe iść do kościoła. Tak samo, jak nikt nikomu nie każe wierzyć. Tylko problem jest w tym, że wiele osób nie zdaje sobie sprawę, jaką krzywdę robi samemu sobie.
OdpowiedzUsuńJeśli człowiekowi dobrze jest bez Boga, to naprawdę Jego sprawa. Tylko niech się zdecyduje czego chce. Bo straszną rzeczą jest mówić, że się kogoś kocha i jest potrzebny, a za chwilę go wyrzucać za drzwi.
Zgadza się, nikt mi nie każe chodzić do kościoła ani wierzyć.
OdpowiedzUsuńJak to bez Miłości od Boga? Przecież Bóg nie przestaje kochać, bez względu na nic. Ja mogę tej Miłości nie doświadczać, ja mogę jej nie chcieć, ale On nie może przestać mnie kochać. I to jest niesamowite i kompletnie (dla mnie) nie do pojęcia (ale ciągle niesłychanie zachwycające i piękne!)
OdpowiedzUsuńJa myślę, i o to mi chodziło, że po prostu akcent położony jest w niewłaściwym miejscu. W żaden sposób nie trafia do mnie mówienie: Straszne jest to, że wyrzucasz Boga za drzwi, że odrzucasz Go! Straaaaszne! Bo w ogóle, tych słów nie rozumiem, zwłaszcza w perspektywie mojej grzeszności i niesłychanej pedagogii Bożej cierpliwości. Nie spowiadam się, bo grzesząc (czyli odrzucając Bożą Miłość i stawiając się na Jego miejscu) sprawiłam, że w moim życiu jest strasznie. Spowiadam się, bo uznaję swoją słabość i to, że tylko On ma moc mnie uratować i zbawić (bo wiem, że zapłatą za grzech jest śmierć), bo pragnę się nawracać i wierzę, że uznając Jego władzę w moim życiu, mogę liczyć na Jego miłość i pomoc w kroczeniu za Nim i stawaniu się do Niego podobną.
Nie wiem, czy ksiądz rozumie, o co chodzi w moich komentarzach. Nie chodzi o rozmiar mojej grzeszności i śmierci (czyli straszność odrzucenia Bożej Miłości) ale o bezmiar Jego Miłosierdzia, które jest przecież zawsze przed sprawiedliwością.
Ula
Ale to nie tak... Nie chodzi o straszenie. Proponuję przemyśleć: "Lecz wasze winy wykopały przepaść między wami a waszym Bogiem; wasze grzechy zasłoniły Mu oblicze
OdpowiedzUsuńprzed wami tak, iż was nie słucha." (Iz 59,2). Człowiek po grzechu wpada w straaszną przepaść i chociaż Bóg kocha człowieka, nie jest w stanie człowieka usłyszeć, a nawet pomóc. Dopóki człowiek sam nie poprosi o pomoc i ponownie Jezusa nie zaprosi, nie jest w stanie nic z tym zrobić. Nie do końca chodzi o to, że straszną rzeczą jest wyrzucić Boga z serca. Straszny jest stan, w którym znajduje się człowiek. Chociaż być może sobie z tego nie zdaje sprawy.
Tak. "Zapłatą za grzech jest śmierć". Oczywiście. Znam te cytaty. Jak najbardziej. Po prostu do mnie nie trafia: nie grzesz, bo będzie strasznie. Jesteś grzesznikiem i to jest straszne. Twój grzech jest straszny. I mam świadomość tego, że grzech nic dobrego w moim życiu nie przynosi. Ale wiem też, że "wszyscy bowiem zgrzeszyli i są pozbawieni chwały Bożej", lub też "kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień".
OdpowiedzUsuńNaprawdę nie neguję tego, że grzech nie jest czymś dobrym. Ale do mnie takie mówienie: "oj grzeszysz, ale w twoim życiu jest strasznie" - w ogóle nie zachęca do nawrócenia, w ogóle do niczego nie zachęca. Najlepiej umrzeć - bo wtedy już raczej okazji do grzechu nie będzie. Nie chcę też moją grzesznością usprawiedliwiać moich grzechów, staram się unikać wszelkiej do grzechu okazji. Ale taka motywacja do życia w stanie łaski uświęcającej jaką ksiądz serwuje do mnie nie trafia. Nie odrzucam grzechu, bo to jest straszne, ale pragnę żyć bez grzechu, bo chcę być coraz bardziej do Jezusa podobna.
Ula