Blog przeniesiony

Informuję, że od listopada 2014 niniejszy blog jest prowadzony na nowej stronie xjacek.bartymeusz.pl

środa, 30 stycznia 2013

Olśniło mnie

Dziś mnie olśniło. Wprawdzie główną myśl tego, co tutaj napiszę już chyba kilka razy słyszałem, ale dopiero teraz trafiło do mnie, dlaczego przykład z dzisiejszej Ewangelii jest używany w kontekście Ewangelizacji.

Oczywiście na początku trzeba wyjaśnić, że odnoszę się do Przypowieści O Siewcy. Zawsze myślałem o tej przypowieści w kontekście odbioru Słowa Bożego. Zawsze ludziom mówiłem, że trzeba być żyzną glebą itp. Oczywiście to jak najbardziej prawda. Tyle tylko, że chyba za mało skupiałem się na kwestii samego obfitego plonu (trzydziestokrotnego, sześćdziesięciokrotnego, czy stukrotnego). Tak sobie myślałem - będziesz bardziej żyzną glebą, będziesz coraz świętszy. I to cały czas jest prawda. Prawdą też jest, że podchodzenie do wiary na sposób emocjonalny, brak właściwego środowiska do wzrostu oraz troski doczesne (np. praca, utrzymanie rodziny, inne zajęcia, zachowawcze podejście do zaangażowania w wiarę, a także np. skupienie na cielesności) utrudniają wydawanie plonu. 

To wszystko prawda i ileś z tych rzeczy wielokrotnie ludziom mówiłem. Ale dziś trafiła do mnie istota tego wszystkiego - mianowicie PLON. Jaki plon wydają ziarna zboża rzucone w glebę? Kolejne ziarna zboża. Jaki plon w takim razie powinno wydać ziarno Słowa rzucone w glebę naszego serca? Kolejne Słowa, rozrzucane wokół nas. Oczywiście wokół nas znowu będą ludzie o różnych sercach, o różnym przeżywaniu wiary, wychowani w różnych środowiskach, troszczących o sprawy przyziemne. Ale naszym zadaniem jest siać. A to, na ile ludzi się nawróci zależy przede wszystkim od Boga, ale także od tego, jakimi my jesteśmy glebami. 

Przypowieść o siewcy zatem nie skupia się tylko na naszej wierze, a na przekazywaniu Słowa Bożego innym. Dopiero wtedy można powiedzieć, że nasze serca są żyzną glebą, gdy dzięki naszej wierze i naszemu głoszeniu Ewangelii, inni nawrócą się do Boga. 

Powinno teraz pojawić się pytanie: Jak żyzną jesteś glebą? Ile osób dzięki Tobie się nawróciło? 30? 60? 100? A może jeszcze nikt? Może za bardzo troski codzienne zagłuszają w Tobie konieczność głoszenia Ewangelii? A może nie bierzesz na serio ostatnich słów Jezusa, które przed wniebowstąpieniem powiedział do wszystkich uczniów: "Idźcie i nawracajcie wszystkie narody" (dosłownie "idźcie i czyńcie uczniów spośród wszystkich narodów")? Może nie wierzysz, że Jezus będzie Cię wspierał, rozwiązywał Twoje problemy i o wiele rzeczy się zatroszczy? Przecież powiedział: "jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata". Ewangelizacja, to zadanie każdego ucznia Chrystusa. Nie tylko mnie, jako księdza, ale także i Ciebie. Nie wypełniając tego zadania nawet trudno powiedzieć, że sami jesteśmy uczniami. Bo cóż to za uczeń, który nie wypełnia wezwania swojego nauczyciela... Zatem głośmy i wydawajmy plon... trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stukrotny. Głośmy Ewangelię, a Bóg te plony będzie pomagał nam wydawać.


W sumie tu mógłbym zakończyć. Ale kilka uwag do tego - w kontekście różnych podłoży z przypowieści:
Po pierwsze - wydanie plonu stukrotnego, nie musi oznaczać nawrócenia stu osób. Być może masz pomóc się nawrócić 3-4 osobom. A jak te kilka osób ogłosi Ewangelię następnym, a ci jeszcze następnym. To grono ludzi, w których ziarno słowa, które wyszło z Twoich ust, przyczyni się do nawrócenia blisko stu osób. W taki sposób ważne jest nie tylko, by kogoś ewangelizować, ale także uczyć innych ewangelizować oraz uczyć tych, co będą innych uczyć... :)
Po drugie - trzeba mieć świadomość, że nie wszystkie Twoje słowa, doprowadzą do nawrócenia człowieka. To nie tylko od Ciebie zależy. Przecież oni mają różne serca i różne podłoża gotowe przyjąć Ewangelię. Zazwyczaj, by się nawróciły te 3-4 osoby, potrzeba głosić Ewangelię sporo większej grupie ludzi.
Po trzecie - aby gleba była żyzna potrzeba wody. Aby nasze serca były żyzne potrzeba wody żywej - Ducha Świętego. Nie da się Ewangelizować tylko swoją mocą. Potrzeba mocnej współpracy z Duchem Świętym. A to jest możliwe tylko dzięki modlitwie, lekturze Słowa Bożego, sakramentom i czynom miłości.
Po czwarte - potrzebne jest właściwe środowisko, by szatan nas nie wyciągnął - potrzebna jest solidna Wspólnota ludzi, którzy nie tyle fajnie ze sobą żyją, co razem wspólnie ewangelizują - to jest bardzo ważne. Wspólnota, to nie koło wzajemnej adoracji, tylko grupa osób, która ma jasny cel (stawania się uczniami Chrystusa, czyli także czynienia uczniami innych) i go wspólnie realizuje.
Po piąte - ważne jest, by wiara nie sprowadzała się tylko do emocji i momentów, w których będzie mi się chciało. Wiara nasza musi być trwała i dojrzała. A skąd ją czerpać? Z tego, co tu powyżej napisałem. Ale należy pamiętać, że "wiara rodzi się z tego, co się słyszy". Więc potrzeba samemu zagłębiać się w Słowo Boże, poznawać Je, wręcz studiować. Ważna jest stała formacja duchowa człowieka, życie sakramentalne, stawanie w prawdzie przed Panem i ludźmi. 

Na zakończenie jeszcze sformułowanie, które kiedyś usłyszałem, które brzmi paradoksalnie, wręcz śmiesznie, jest jednak bardzo trafne: "Wiara wtedy się mnoży, gdy się dzieli". Tzn. wtedy wzrasta nasza wiara, gdy się nią dzielimy z innymi ludźmi. Wtedy dopiero stajemy się żyzną glebą, która wydaje ogromne owoce.