Blog przeniesiony

Informuję, że od listopada 2014 niniejszy blog jest prowadzony na nowej stronie xjacek.bartymeusz.pl

poniedziałek, 19 marca 2012

Czas powrotów

W sumie, to sam nie wiem, o jakie powroty może chodzić, bo teoretycznie donikąd nie wracam. Ale taki mi się nasunął tytuł posta. W sumie, to do posta zbierałem się od dwóch tygodni. Bo wtedy to skończył się u mnie okres wizyty duszpasterskiej. I niby miałem okazję trochę odetchnąć. Jednakże okazuje się, że niezupełnie jest tak. W tej chwili natomiast jakoś czuję większy spokój.

Za mną 3,5 miesiąca chodzenia po kolędzie. Faktycznie było o 4 tygodnie mniej. Ale przerwa świąteczna, czy nawet ferie szkolne, to czas, w którym jawiła się świadomość, że zaraz trzeba na kolędę wrócić. Na obecną chwilę wizyty duszpasterskiej nie będzie do listopada, więc trochę luzu powinienem znaleźć. Chociaż tak naprawdę, to nie wiem, czy koniec kolędy, bo ostatnio dzwoniła jakaś kobieta wydzierając się na mnie, jak to możliwe, że do niej po kolędzie nie poszliśmy w trakcie dodatkowych terminów. Ponieważ nierealne jest udowodnić, że ta pani rzeczywiście nas o taką kolędę prosiła i nie można wykluczyć, że ktoś z plebanii jest temu winny, więc zapewne jeszcze u tej pani się pojawię przed świętami - może w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin.

Reakcja tej pani, która być może rzeczywiście poczuła się zlekceważona przez księży, jest jednak pewnym wyznacznikiem, co to znaczy okres kolędowy. Dużo niestety w tym emocji, iluś żali, pretensji, przyjmowania z obowiązku itp. Na szczęście nie jest to jakiś ogromny procent parafian, ale nawet kilka procent rodzin spośród 1717 do których pukałem daje niezły wynik.

Kolęda była na tyle intensywna, że chyba minione dwa tygodnie dochodziłem po niej do siebie. Tym bardziej,  że w międzyczasie chyba nie miałem jakiegoś wolnego wieczora. Ileś osób czekało na moment, gdy wreszcie skończę wizyty duszpasterskie i będą mogli się ze mną spotkać, porozmawiać itp. Do tego w miniony weekend prowadziłem rekolekcje dla naszej wspólnoty. I to wszystko razem powodowało, że nie tylko nie miałem czasu/sił/serca do pisania na tym blogu, ale nawet do odpisywania na ileś maili. Dziś na sporą część odpowiedziałem. Inna rzecz, że nie potrafię powiedzieć, czy wszystkim odpisałem, bo codziennie średnio dostaję kilka i można z perspektywy czasu przegapić, komu jeszcze nie odpisałem. Na ileś w ogóle nie jestem w stanie.

Cóż... Takie kapłańskie życie. Ale dziś chyba zaczął się czas powrotów. Świeci słońce, idzie wiosna, dziś pierwszy raz od kilku miesięcy mogłem spać do ósmej rano. Można (mam nadzieję) wrócić do życia.

A więc... do poczytania następnego posta (być może już niedługo).