Blog przeniesiony

Informuję, że od listopada 2014 niniejszy blog jest prowadzony na nowej stronie xjacek.bartymeusz.pl

piątek, 29 lipca 2011

Obraz Boga

Rozmawiałem niedawno z pewną dojrzałą kobietą - bardzo zaniedbaną duchowo. Tak naprawdę, to od dzieciństwa nie miała ona poważnego kontaktu z Kościołem, z sakramentami. Miało na to wpływ wiele czynników - w tym różnych trudnych doświadczeń. Gdzieś w tym wszystkim zabrakło chyba także czyjejś wyciągniętej ręki jako odpowiedź na jej szukanie pomocy. Ale w tym wszystkim chyba istotny problem dotyczy tego, co da się zauważyć u wielu ludzi - nawet tych, którzy twierdzą, że z ich wiarą jest wszystko w porządku.

Moja rozmówczyni była zaskoczona, gdy mówiłem jej, że nie przykazania są najważniejsze, że nie chodzi o karanie za zrobienie lub nie zrobienie tego, czy tamtego. Ona taki właśnie miała wpojony obraz katolickiego patrzenia na Boga i wiarę.

Ktoś czytając w tej chwili tego posta mógłby się zaniepokoić i stwierdzić, że dziwne rzeczy piszę i przedstawiam niekatolicką wizję. Powinno pojawić się tutaj pytanie: Co w takim razie w wierze jest najważniejsze, o co w tym wszystkim chodzi?

Oczywiście (przynajmniej obecnie dla mnie) chodzi o MIŁOŚĆ. Tak, właśnie tak. Nie byłoby sensu iść za Bogiem, poświęcać dla Niego czas, serce, a wręcz życie, gdyby Bóg nie był Bogiem Miłości, a tylko surowym sędzią, czekającym na to, by nas ukarać i bezdusznie rozliczać nas z wypełniania przykazań. Nawet nie warto byłoby starać się o niebo, gdyby tam miał na nas czekać taki Bóg.  Nie ma co się dziwić, że wiele osób ucieka od Boga i Kościoła - mając takie właśnie wyobrażenie. 

A Bóg jest jednak pełen miłości. On nas kocha miłością osobistą, bezwarunkową, miłością najwspanialszego ojca i najczulszej matki. On z powodu szalonej miłości do człowieka był w stanie poświęcić życie swojego Syna, by zawalczyć o nas i nie pozwolić, byśmy na dłuższą metę utracili to, co On dla nas przygotował.

Taki - pełen miłości - jest Bóg. Można by o tym pisać bardzo wiele. On już - przez swoich ludzi - napisał nam w Piśmie Świętym. Stale opowiada o tej miłości i chociaż z pewnych powodów nie zawsze dostrzegamy tę Bożą miłość, to warto o nią powalczyć - nawet jeśli ta walka jest długa i trudna.

Wierzę, że moja rozmówczyni powalczy o tę miłość. Tak przynajmniej się zanosi. Ziarno zostało zasiane, a teraz czekam, by Bóg dał wzrost.

Ciekaw jestem, czy ten post nie zasieje ziarna prawdziwego obrazu Boga - pełnego miłości - w sercu jakichś czytelników. Oby - na chwałę Boga i dla dobra wiernych.

poniedziałek, 25 lipca 2011

Poganiany - jak zwykle

Już nie pierwszy raz pisany przeze mnie post jest konsekwencją pewnych nacisków, by coś tu "naskrobać". Niewątpliwie jest to dla mnie jakiś powód do radości. Jeśli są osoby, które chcą czytać, co ja piszę, to zawsze po ludzku milej i dodaje ochoty do pracy. Dla księdza, który nie jest pozbawiony ludzkich potrzeb, świadomość, że to, co się robi, jest dla kogoś ważne, ma spore znaczenie. Wprawdzie za swoją działalność mamy oczekiwać głównie nagrody w niebie, to jednak piękną sprawą jest dostrzegać owoce swojej pracy - już tu na ziemi. Oczywiście - różnie z tymi owocami bywa. Nie wszystko się kończy tak, jak bym sobie życzył. Nieraz trzeba się przyznać do porażki. Co oczywiście nie neguje tego, że także za takie sprawy warto Bogu dziękować.

A co powiedzieć o dziękowaniu Bogu za osobę, która kilka lat temu wyszła "spod moich skrzydeł", a wczoraj dzwoniła prosząc o szczególną modlitwę w trakcie jej, rozpoczynających się dziś, rekolekcji? Wszystko wskazuje na to, że za tydzień będzie niemalże "pełnoprawną" siostrą zakonną, którą nie będzie można zewnętrznie odróżnić od innych sióstr z jej Zgromadzenia. A gdy w tym wszystkim słyszę w głosie radość i wdzięczność, to czego mi więcej potrzeba?

Albo wyjazd na wakacje z moim podopiecznym, który od roku jest w seminarium. Wielka to radość. Wiem, że Pan Bóg daje mi doświadczyć takich spraw, których nie wszyscy doświadczają. Ale wiem, że to zdecydowanie Jego zasługa, a moją może być co najwyżej to, że staram się być użytecznym (choć niedoskonałym) narzędziem w Bożych rękach.

Przeżywany czas urlopów, to właśnie czas wdzięczności Bogu za różne dary, a jednocześnie korzystania z ogromnego daru - odpoczywania. Wszak Jezus litując się nad Apostołami, mówił im: "idźcie i odpocznijcie nieco". Wiedział zatem, jak to ważna sprawa. Czas odpoczynku, w którym można odetchnąć od ludzkich problemów, od użalania się nad sobą i nad sprawami, które przerastają, jest wielkim darem. 

Muszę na koniec tej nieskładnej wypowiedzi napisać: Wielkie dzięki, mój Panie i Zbawicielu, za wielkie dary, którymi mnie obdarzasz; za ludzi, których stawiasz na mojej drodze, za widzialne owoce mojej z Tobą współpracy, chociaż także i za pewne porażki, które uczą pokory, ale jeszcze bardziej - szczególnie w ostatnich dniach - dziękuję Ci za dobry odpoczynek i nabranie chęci i sił do życia i wzmożonej pracy na Twoim Żniwie.
Alleluja!

PS.  Panie Jezu, nie pogniewam się, gdy jeszcze troszeczkę dodasz mi tego odpoczynku  :).